Dzięki temu, że jej ciało było wiotkie, nie odniosła większych obrażeń a po oględzinach na pogotowiu trafiła do domu. Kobieta wpadła do studni na terenie jednego z ogródków działkowych przy skrzyżowaniu ulic Gintrowskiego i Kaczmarskiego na Mokotowie.
- Pamiętam, że widziałem, jak zbiera się z trzema kolegami. Ostrzegałem, żeby nie pili na mojej działce. Mówiłem, że tu jest głęboka studnia, że może dojść do tragedii - opowiadał w rozmowie z Super Expressem właściciel posesji Grzegorz Mączko.
Mężczyzna próbował przegonić towarzystwo, ale bezskutecznie. Kiedy opuścił działkę, kobieta z kompanami wróciła i urządziła libacje. - Na szczęście w środku nie było wody, bo by się utopiła. Miała bardzo dużo szczęścia - podsumował Mączko.
Sprawą zajęła się policja. - Lekarzom trudno było uwierzyć, że kobieta nie odniosła żadnych obrażeń. Badanie jest stanu trzeźwości wykazało, że miała 4,5 promila alkoholu w organizmie. Policjanci wyjaśniają teraz kto był odpowiedzialny za prawidłowe zabezpieczenie otworu - wyjaśnił Robert Koniuszy z policji na Mokotowie.
Funkcjonariusze zabezpieczyli miejsce, żeby nie doszło do podobnych wypadków i skontaktowali się z dyżurnym m.st. Warszawy w celu trwałego zabezpieczenia studni.