Jakub Rudnicki (46 l.), były wicedyrektor Biura Gospodarowania Nieruchomościami w latach 2006-2012 oskarżony jest o przyjmowanie łapówek w zamian za bezprawne decyzje reprywatyzacyjne. Oprócz niego na ławie oskarżonych zasiadło jeszcze osiem osób, m.in. rodzice Jakuba Rudnickiego: Alina D. (80 l.), adwokatka i Wojciechem R. (80 l.), radca prawny oraz adwokat specjalizujący się w odzyskiwaniu nieruchomości w Warszawie na podstawie tzw. Dekretu Bieruta Robert N. (51 l.).
We wtorek odbyła się kolejna rozprawa w sprawie dzikiej reprywatyzacji. Prokurator Rafał Jaroch, dokończył czytać akt oskarżenia. Potem wyjaśnienia zaczął składać Rudnicki.
Trzaskowski obetnie budżet na schronisko?
- Jednoznacznie i kategorycznie nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów – odpowiedział na pytanie sędziego, Janusza Zalewskiego Jakub Rudnicki i zaczął czytać przygotowane wcześniej notatki. A było ich dużo.
Przez blisko trzy godziny Jakub Rudnicki nakreślał jak według niego, w latach kiedy był zastępcą dyrektora BGN, wyglądała reprywatyzacja w stolicy. Dał do zrozumienia także, że nie ufa prokuratorowi Jarochowi.
- Nie mam elementarnego zaufania do ludzi oskarżających w tej sprawie. Obecny tu Rafał Jaroch samo sobie wystawił świadectwo, gdy został zatrzymany ze stoma działkami narkotyków. Było to wtedy, gdy jego ojciec sprawował funkcję prokuratora okręgowego we Wrocławiu. Dziwnym trafem po trzech dniach narkotyki zniknęły – mówił przed sądem Jakub Rudnicki.
Były wicedyrektor BGN-u ma w ciągu procesu pokazać, jak zaznaczył, prawdziwe oblicze reprywatyzacji. Następna rozprawa już w przyszłym tygodniu. Wtedy Jakub Rudnicki zacznie odpowiadać na konkretne zarzuty z aktu oskarżenia.