Gdy Piotr Guział był burmistrzem Ursynowa i organizował pierwsze referendum w sprawie odwołania prezydenta Warszawy, zarabiał do 10 tys. zł miesięcznie. Gdy referendum się nie udało i przestał być burmistrzem, a został radnym miasta - dostawał dietę radnego, ok. 2,4 tys zł na miesiąc. Teraz nie może narzekać!
Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że w 2016 roku zarobił ponad 604 tysiące! To więcej niż skarbnik miasta, który zasiada w radach nadzorczych, w tym w banku. I ponad dwa razy więcej niż prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz w ratuszu i na uczelniach. Skąd ten skok finansowy u Piotra Guziała? Prowadzi "jednoosobową działalność gospodarczą z zakresu doradztwa". - Ja się nie wstydzę, że dobrze zarabiam. Jestem doradcą zarządu jednej z giełdowych spółek informatycznych, w firmie budowlanej zajmuję się inwestycjami poza stolicą. I cieszę się, że nie pracuję w żadnej spółce miejskiej czy Skarbu Państwa - mówi "Super Expressowi" Piotr Guział. Jeszcze na początku 2016 r. pracował dla PKP, ale, jak mówi "to był trzymiesięczny epizod".
Dziś całą dietę radnego oddaje swojemu asystentowi. A informację o tym, że jest drugi na liście najlepiej zarabiających radnych, przyjmuje jako wyzwanie. Pierwszy jest od lat Piotr Kalbarczyk z PO, właściciel kilku firm budowlanych czy wykończeniowych, które w 2016 przyniosły mu ponad milion złotych dochodu. - To mnie mobilizuje, żeby radnego Kalbarczyka gonić. Muszę powalczyć! - stwierdza Guział.
Kolejni z tych lepiej zarabiających radnych są już daleko w tyle.