Wszystkim kupcom z Różyca umowy najmu terenu wygasają 31 grudnia. Nowych nie ma. - Usłyszeliśmy, że żadnych kolejnych kontraktów na trzy lata nie będzie i mamy się wynieść z bazaru do końca roku - mówi nam Krzysztof Szwedek, który z żoną handluje na tym bazarze od 27 lat. Wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski uspokaja: - Umowy są szykowane.
Ale. na razie nie można ich podpisać. Problem w tym, że teren targowiska (założonego w 1901 roku) należy w części do miasta, w części do spadkobierców przedwojennego właściciela Juliana Różyckiego. A koncepcje urzędników i rodziny Różyckich się różnią. Miasto chciałoby unowocześnić teren ale zachować charakter targowiska, spadkobiercy chcą przeznaczyć grunt pod galerię handlową. Dodatkowo to spadkobiercy dysponują infrastrukturą umożliwiającą korzystanie z prądu.
- Od współpracy ze spadkobiercami zależy, czy będziemy mogli zapewnić dostęp do prądu. Liczę, że podtrzymają swoją pozytywną deklarację na piśmie. Ale do tego czasu rozważamy kilka wariantów - wyjaśnia Michał Olszewski.
Miasto bierze pod uwagę wybudowanie samodzielnie infrastruktury, co zajmie pół roku. - Wówczas trzeba będzie kupców przenieść na kilka miesięcy do innej lokalizacji - sugeruje wiceprezydent. Proponuje przenosiny na Pragę-Południe (u zbiegu Grochowskiej, Mińskiej i Kamionkowskiej funkcjonował mały bazar Rogatka), ale choć to tylko kilka przecznic dalej, pomysł budzi ostry sprzeciw.
- To raczej zarośnięte klepisko po dawnym bazarze! Tam nie ma kawałka stołu czy pawilonu, żeby rozstawić towar - oburza się Marek Borkowski, który od 7 lat handluje torebkami na Różycu.