Koronawirus w Polsce
Przez Polskę przechodzi właśnie druga fala koronawirusa. Dane podawane przez resort zdrowia powoli odbierają nadzieję na lepsze jutro. We wtorek Ministerstwo Zdrowia przekazało, że w ciągu ostatniej doby potwierdzono 25 484 nowych przypadków SARS-CoV-2. Zmarło aż 330 pacjentów. Tymczasem lekarz pracujący wśród chorych na COVID-19 odważył się powiedzieć, jak powinna wyglądać skuteczna walka z pandemią. Jego słowa nie pozostawiają złudzeń.
"Strach na cokolwiek innego zachorować"
Prof. Paweł Nauman jest neurochirurgiem z Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach. Obecnie zajmuje się chorymi na COVID-19. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zdradził, jak wygląda praca lekarza podczas pandemii i co zrobić, by opanować sytuację w kraju. Jego słowa nie napawają optymizmem. W szpitalach brakuje zarówno miejsc dla pacjentów, jak i personelu do pracy. "Cała kadra jest rzucona w kierunku leczenia pacjentów z zapaleniem płuc i innymi powikłaniami koronawirusa. W zespołach ciągle są luki, bo sporo osób się zaraża, niekoniecznie tylko w szpitalu, ale w ogóle. Bywa tak, że na całym naszym oddziale zostaje jeden lekarz i dwie pielęgniarki, więc w czerwonej strefie może być praktycznie jedna" mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Co więcej, placówki są tak pochłonięte leczeniem pacjentów chorych na COVID-19, że już dawno zdrowie reszty pacjentów zeszło na dalszy plan. "Właściwie większość anestezjologów jest przesuniętych na dyżury covidowe, więc planowe zabiegi operacyjne praktycznie się nie odbywają z wyjątkiem tych onkologicznych i oczywiście pilnych dla ratowania życia, bo nie ma kto znieczulać i też należy ograniczyć możliwość wykorzystania łóżek OIT. Nie ma komu leczyć większej liczby pacjentów. (…) Strach na cokolwiek innego zachorować" mówi Prof. Paweł Nauman.
Zmarnowane lato
Lekarz nie obawia się wypowiedzieć słów, które uderzają w decyzje podejmowane przez rząd. Zdaniem neurochirurga czas wakacji, był "kompletnie niewykorzystany". "Można było zrobić wiele rzeczy: wyprodukować mnóstwo strojów ochronnych, bo w tej chwili zużywamy ich blisko tysiąc w tydzień. Można było przeszkolić zespoły, żeby były gotowe, a nie przekształcać teraz na szybko oddziały. Najgorszą rzeczą było udawanie w wakacje, że wirusa nie ma. I wszyscy pojechali nad morze" powiedział lekarz.
Najgorsze dopiero przed nami?
Zdaniem prof. Pawła Naumana dramatyczny wzrost zachorowań na COVID-19 będzie towarzyszył Polakom jeszcze długi czas. "Na pewno do stycznia, a najgorszy będzie grudzień. Potem wirus zacznie odpuszczać, a na wiosnę przyjdzie kolejna fala, co już definitywnie wykończy gospodarkę i służbę zdrowia" wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" lekarz. Prof. Nauman przedstawił również alternatywną ścieżkę, która powinni pójść politycy w walce z pandemią. Ta jednak jest niezwykle brutalna i jak twierdzi lekarz "żaden polityk się na to nie zdecyduje, ale efekt będzie jeszcze gorszy, niż gdyby to zrobił".
"Kto ma umrzeć, ten umrze"
Wyjściem z pandemii, zdaniem prof. Naumana jest zamknięcie szpitali covidowych i… pozwolenie ludziom umrzeć. "Jest jeszcze druga ewentualność, bardzo brutalna, ale nie sądzę, żeby komukolwiek z liderów politycznych wystarczyło na nią odwagi. (…) Jednym z wyjść jest po prostu w pewnym momencie zamknąć szpitale dla chorych na COVID. Prawda jest taka, że spośród tych podpiętych do respiratorów przeżywa tylko 10 proc. Kto ma umrzeć, ten umrze. To jest bardzo brutalne i mówię to w pewnym sensie prowokacyjnie. Po prostu, jeśli mamy ok. 25 tys. zakażeń dziennie, a przynajmniej o tylu wiemy, z czego średnio 10 proc. trafia do szpitali, to oznacza, że tygodniowo musielibyśmy przygotować dla nich ponad 17 tys. łóżek. Nie ma szans, system się zapcha" wyjaśnia lekarz. Czy polski rząd zdecyduje się na tak dramatyczne posunięcie?