Dla Sebastiana i Michała los okazał się bardzo okrutny. Najpierw w 2004 roku zmarł ich ukochany tata. Chwilę potem stracili wspaniałą mamę. Bracia zostali sami, ale mimo to, nie załamali się. Żyli i wspierali się razem. Pracowali razem w Wodociągach Mareckich.
- Sebastian był naszym pracownikiem od dłuższego czasu. Michał pracował u nas przez chwilę. Ale potem wyjechał do Australii i tam pracował jakiś czas. Obydwaj byli dobrymi pracownikami. Angażowali się w różne akcje, organizowane przez wodociągi. Bardzo pracowici ludzie - mówi Kajetan Paweł Specjalski, dyrektor wodociągów.
Niestety los i tym razem ich nie oszczędził. Pod koniec października Sebastian źle się poczuł. Poszedł do szefa wziąć wolne. Mężczyzna podejrzewał, że może mieć koronawirusa i poinformował sanepid. Zrobiono mu wymaz i kazano czekać na wynik. Wspólnie z bratem Michałem zostali objęci kwarantanną. Niestety w nocy, 2 listopada, Sebastian nagle zmarł. Dopiero po jego śmierci okazało się, że miał wynik dodatni. Kilka dni po śmierci Sebastiana do szpitala w Warszawie trafił jego brat Michał (30 l.) Na oddziale przeleżał kilka dni, ale również i on zmarł 14 listopada.
Znajomi, koledzy i najbliżsi są w szoku. - Byli młodzi, mieli przed sobą jeszcze wiele lat życia. Niestety, w tych trudnych dla całego świata miesiącach również i oni zakończyli ziemską pielgrzymkę - napisali pracownicy Wodociągów. - Będzie nam was bardzo brakowało, ale wiedzcie, że będziecie nadal żyli w każdym z nas przez całe nasze życie. Spoczywajcie w pokoju – dodali załamani znajomi, koledzy i przyjaciele braci. W czwartek o godz. 14:00 w kościele pod wezwaniem Świętego Izydora Oracza w Markach (Aleja Marszałka Piłsudskiego) odbędzie się msza żałobna. Następnie ciała spoczną na cmentarzu w Markach przy ul. Bandurskiego.
Koronawirus w Warszawie: