Kampania wyborcza w poniedziałek rano przeniosła się do tramwajów. Na pl. Narutowicza kampanię wyborczą prowadziły dwie ekipy kandydatów na prezydenta Warszawy. - Nagrywaliśmy tam spot, wynajęliśmy tramwaj – tłumaczy Janusz Korwin-Mikke. Gdy wszyscy zajęci byli wyborami, koło godz. 8 straż miejska nałożyła blokady na koła aut samego kandydata i jego ekipy.
- To ludzie od Justyny Glusman zadzwonili na straż miejską – przekonuje kandydat Komitetu „Wolność”polityk.
- Nic podobnego! Ja nie mam takiej wiedzy, żeby ktoś od nas zadzwonił – odpiera zarzut Jan Popławski, rzecznik stowarzyszenia „Miasto jest Nasze”.
Ale przyznaje, że jego ludzie pomogli w nagłośnieniu sprawy. Zdjęcia Korwin-Mikkego z autem z żółtą blokada na kole rozeszły się błyskawicznie po internecie.
Sam kandydat zapewnia, że auta miały prawo stać na pl. Narutowicza, bo służyły ekipie nagrywającej spot. - Wyjaśniliśmy sprawę ze strażnikami i po pięciu minutach zdjęli nam blokady – skwitował Korwin-Mikke. Przygodę z nagrywaniem spotu w tramwaju kandydat zakończył więc bez mandatu.