Relacja pana Piotra z oczekiwania na lotnisku Okęcie:
Aktualizacja 17.10 : Pan Piotr Niedźwiecki, który o wszystkim nas poinformował, w końcu się poddał: - Udało mi się wycofać swoje bagaże i wynieść się do hotelu. Żona kupiła mi bilet na jutro na bezpośredni lot do Miami. Dzisiaj powinienem być w pracy, a wciąż tkwię w Warszawie - powiedział.
Jednak pozostali pasażerowie wciąż koczują na lotnisku. Rzecznik prasowy Okęcia nie ma żadnych informacji o tym, by samolot linii Norwegian miał wystartować. Z przedstawicielem linii nie udało się skontaktować.
Planowo mieliśmy lecieć w poniedziałek o godz. 8 rano - opowiada mi pan Piotr Niedźwiecki. - Czekaliśmy 35 minut w autobusie i nas cofnięto. Powiedziano, że to niewielka awaria i lot został przełożony na godz. 10. Jednak potem przełożono go na 13, a następnie 19... - relacjonuje. Pasażerów, ok. 150 osób, przepuszczano za bramki, potem ich cofano. Taki "przekładaniec" trwało aż do godz. 2 nad ranem!!!
Ok. godz. 2.30 autobus zawiózł wyczerpanych i sfrustrowanych pasażerów do hotelu w Grodzisku Mazowieckim. We wtorek rano, po śniadaniu wrócili na Okęcie, ponieważ samolot miał wylecieć o godz. 11. Nie wyleciał. Kolejny start wyznaczono na godz. 13, potem na godz. 15, a wreszcie - godz. 16. Samolot nadal tkwi na lotnisku.
To koszmar. Nikt z nami nie rozmawia. Część ludzi, ci, którzy mieli bagaż podręczny, poleciała innymi lotami. Ja i inni, którzy nadali swój bagaż, tkwimy tutaj nic nie wiedząc - mówi mi pan Piotr.
- Są tu ludzie z małymi dziećmi dla których jest to największy koszmar. Ja miałem lecieć na Florydę do Miami - przez Oslo i Barcelonę. Ale wszystkie moje bilety już mogę wyrzucić - dodaje zrezygnowany.
Polecany artykuł: