Koszmarny wypadek 69-letniego emeryta z Siedlec. Odśnieżał dach spadł z drabiny i zmarł w szpitalu
Znajomi Ryszarda M. (69 l.) nazywali go „kupcem”, gdyż będąc już na emeryturze prowadził jeszcze niewielki sklep na obrzeżach miasta. Życie seniora toczyło się więc pomiędzy domem, sklepikiem a garażem, gdzie trzymał starą skodę. Kiedy sypnęło śniegiem, pan Ryszard kręcił się, jakby czegoś mu było brak. Mimo ostrzeżeń brata, wdrapał się na wysoką drabinę i zepchnął śnieg z dachu domu. Potem popatrzył na dach garażu i choć nie było na nim dużo śniegu, a mróz był tęgi, przystawił małą rozkładaną drabinę i wszedł na nią. Zdążył raz ruszyć plastikową szuflą i drabina przewróciła się. Ryszard rąbnął o skutą lodem ziemię.
– Widziałem, jak spadał, ale nic nie mogłem zrobić. Nie stracił przytomności, skarżył się na bóle pleców. Nie mógł wymówić słowa, pokazywał tylko kark i tył głowy. Karetką trafił do szpitala – opowiada brat emeryta, Bogusław (70 l.). – Gdy rozmawiałem z nim, nie mógł pozbierać myśli, ale widziałem, że wszystko rozumie. Trafił do jednego ze specjalistycznych warszawskich szpitali. Ale na nic to się nie zdało. Rysiek nie wytrzymał tego upadku – dodaje smutno 70-latek.
Tłumaczył bratu, żeby poczekał z odśnieżaniem, bo jest mróz i śnieg nie prędko się roztopi. Pan Ryszard jednak nie usłuchał. Zmarł po pięciu dniach w wyniku rozlania krwiaka powstałego w mózgu po upadku na twarde podłoże. – Zlekceważył moje ostrzeżenia i przypłacił to życiem – mówi pan Bogusław, starając się ukryć łzy w oczach.
Do podobnej tragedii doszło w Warszawie. Chwilę przed godziną 20 w piątek (5 grudnia) przy ul. Wolskiej zaroiło się od służb ratunkowych i policji. Jak udało nam się ustalić, w jednym z pubów w okolicy doszło do koszmarnego wypadku. 46-letni mężczyzna schodził do piwnicy. Zsunął się z drabiny, upadł na ziemię z dużej wysokości i niestety zginął.
Listen on Spreaker.