O sprawie poinformowała nas jedna z naszych czytelniczek. - Kot od trzech dni zdycha. Dzwonimy na wszystkie służby, ale każdy odsyła nas z kwitkiem - poinformowała Grażyna Kacprzak. Kobieta zaangażowała się w akcję ratowania zwierzęcia, które utknęło na drzewie. Od niedzieli, grupa kilku osób próbuje zdjąć kota. Bezskutecznie, bo kicia wspięła się na wysokość drugiego piętra.
Bezradna właścicielka o pomoc zwróciła się do straży miejskiej i straży pożarnej. - Od strażaków usłyszałam, że ich wzywa straż miejska. Zadzwoniłam na 986, gdzie powiedziano mi, że strażnicy mogą przyjechać, ale usługa zdjęcia kota będzie odpłatna. Podano mi też numer do prywatnej firmy, która ma podpisaną z nimi umowę. Koszt uratowania mojego ulubieńca to 430 złotych - denerwuje się pani Sylwia.
Straż miejska początkowo zaprzeczała aby taka rozmowa miała miejsce. Po kilku telefonach wykonanych do rzecznika prasowego, funkcjonariusz w końcu potwierdził wersję kobiet. - Oczywiście my zaoferowaliśmy im pomóc. Ale nie mamy możliwości zdjęcia kota. Tym zajmuje się zewnętrzna firma, z którą miasto ma podpisaną umowę. Zakłada, że za zdjęcie dzikiego kota płaci miasto, w przypadku gdy zwierzę ma właściciela, opłata spoczywa własnie na nim - wyjaśnił Sławomir Snyk z zespołu prasowego straży miejskiej.
Ostatecznie zdesperowana właścicielka kota wezwała na miejsce alpinistów. - Znalazłam sponsorkę, która zapłaci za całą akcję. Bardzo dziękuję tej pani, która chciała pozostać anonimowa - podsumowuje Barkieta.