Wczoraj punktualnie o godzinie 10 na sali rozpraw w Sądzie Okręgowym w Warszawie miał pojawić się Jan S., gdzie miał odpowiadać za podżegania do zabójstwa Zbigniewa Ziobry. Ale mężczyzna nie został doprowadzony z aresztu. Okazało się, że rozmawiał wcześniej ze swoim adwokatem, u którego stwierdzono koronawirusa i najprawdopodobniej sam jest zakażony. Sędzia Danuta Kachnowicz wyznaczyła kolejną rozprawę na 2 grudnia.
Król dopalaczy, oprócz podżegania do zabójstwa jest oskarżony też o nakłanianie do nękania funkcjonariuszy i usiłowanie wręczenia łapówek. Usłyszał w sumie 17 zarzutów. Według śledczych za zabójstwo ministra sprawiedliwości oferował 100 tysięcy złotych.
Polecany artykuł:
Mężczyzna oskarżył go o to, że zespół mu interes zaostrzając kary za produkcję i handel dopalaczami. Minister miał zginąć od materiału wybuchowego, trucizny albo pierwiastka radioaktywnego. Jan S. Chciał zabić też prokuratora, który prowadził przeciwko niemu postępowanie dotyczące handlu dopalaczami oraz funkcjonariuszy z wydziału narkotykowego Komendy Stołecznej Policji. Mężczyzna był poszukiwany dwoma listami gończymi, dwoma europejskimi nakazami aresztowania i tak zwaną czerwoną notą Interpolu. Ostatecznie został ujęty na początku stycznia w Milanówku pod Warszawą.
Grupa, którą kierował Jan S. działała co najmniej od 2015 roku, sprzedając dopalacze w sklepach internetowych. W ciągu 14 miesięcy Jan S. na jednym sklepie internetowym zarobił 17 milionów złotych.