Zbrodnia w Wielkanoc. Prokuratura ujawniła nowe informacje o czterech ciałach w Ursusie
Była niedziela, 31 marca 2024r. Na spokojnej ul. Koronacyjnej nagle rozległ się przeszywający dźwięk policyjnych syren. Pojawiły się też karetki pogotowia ratunkowego. Nieoczekiwana akcja służb zburzyła spokój okolicznych mieszkańców świętujących Wielkanoc.
Ludzie zaczęli wychodzić z domów, żeby sprawdzić co się stało. W tym czasie policjanci odgrodzili posesję ich sąsiadów taśmami. Wkrótce nadeszły dramatyczne wieści – wszyscy domownicy nie żyją.
– Ujawniono cztery ciała w jednym z budynków jednorodzinnych na terenie Ursusa. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Prokurator prowadzi oględziny miejsca tego zdarzenia – informował tego dnia ówczesny rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Szymon Banna. Dodał, że zwłoki ujawnione zostały przez członków dalszej rodziny.
Wszyscy pamiętali lokatorów, jako cichych, spokojnych i religijnych. Jedna z ofiar, teściowa Zygmunta - Anna Z., zaledwie kilka dni wcześniej opublikowała w sieci wzruszający wpis, z którego można wywnioskować, że poruszona dziękowała bliskim za życzenia urodzinowe. „Przybył mi kolejny rok, a w nowy wchodzę z nadzieją, że będzie jeszcze lepszy” – napisała w mediach społecznościowych. Nie mogła wiedzieć, że kilka dni później zostanie zamordowana przez zięcia.
Jeszcze w Wielką Sobotę ludzie widzieli rodzinę w kościele. Początkowo przypuszczano więc, że w domu doszło do jakiegoś wypadku, nieszczęścia, które zakończyło życie rodziny. Prawda okazała się jednak o wiele trudniejsza. – Nie wykluczamy „rozszerzonego samobójstwa” - mówił krótko zaraz po ujawnieniu ciał prokurator Szymon Banna. Ale ta wersja nie do końca była prawdziwa.
Technicy kryminalistyki i śledczy przez kilkanaście godzin prowadzili oględziny i zabezpieczali ślady. Później przeprowadzono sekcje zwłok zmarłych. Ta potwierdziła, że Zygmunt popełnił samobójstwo, a pozostali domownicy zostali zabici. Ofiarom zadano liczne rany pochodzące od co najmniej trzech narzędzi. Mieli na ciele rany kłute, tłuczone i zasinienia. Śledczy od początku nie mieli wątpliwości, że sprawcą jest Zygmunt. Ale dlaczego to zrobił? Śledczy przyjmują wariant silnej frustracji z powodu rodzinnego konfliktu.
– Zygmunt M. planował swoją śmierć. Zgromadzony materiał wskazuje na to, że decyzję o samobójstwie podjął już wcześniej. Motywy nie są jednak do końca jasne – wyjaśnia prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jednak najbardziej prawdopodobną wersją, jest jego konflikt z teściem. – Jednym z powodów branych pod uwagę jest zazdrość o swoją żonę i złe traktowanie przez teścia, który uważał, że przygarnął Zygmunta M., bo ten niczego nie miał. Był więc sfrustrowany taki traktowaniem – dodaje prok. Skiba.
Zygmunt zostawił też list pożegnalny. Prokuratura nie ujawnia jego treści, ale na podstawie słów mordercy i samobójcy wyciągała kolejne wnioski. I oceniła, że ktoś mógł pomóc Zygmuntowi tej zbrodni dokonać.
W potrójne zabójstwo zamieszany może być Ukrainiec Ihor L. (50 l.). Mężczyzna usłyszał zarzuty, został zatrzymany, przesłuchany i osadzony tymczasowo w areszcie.
Śledztwo dobiegło końca. Prokuratura w marcu skierowała akt oskarżenia do sądu. Proces ma ruszyć w maju. Ihor L. zasiądzie na ławie oskarżonych z potrójnym zarzutem dokonania zabójstwa wspólnie i w porozumieniu, za który resztę życia może spędzić w więzieniu.
– Ihor L. złożył wyjaśnienia, zaprzeczył temu, że znał Zygmunta i był na miejscu zdarzenia. Nie był związany z tą rodziną. Podejrzewamy, że chciał pomóc w zabójstwie w zamian za pieniądze. Mowa tu o ok. 10 tys. zł – powiedział „Super Expressowi” obecny rzecznik Prokuratury Okręgowej Piotr Antoni Skiba. Nie wyjaśnił jednak na jakiej podstawie śledczy oszacowali tę kwotę.
Wiele rzeczy w tej sprawie będzie bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe do wyjaśnienia. – Nie jest na razie jasne, w jakich okolicznościach Zygmunt M. poznał Ihora L. Postępowanie było trudne pod kątem ustalenia dokładnej genezy konfliktu, ponieważ wszyscy domownicy nie żyją – wyjaśnia prok. Skiba.