Krzysztof Jackowski znany jest ze swoich wizji dotyczących przyszłości. Ale nie tylko. Jasnowidz z Człuchowa nie jednokrotnie już pomagał w poszukiwaniach osób zaginionych. Zrozpaczone rodziny zgłaszają się do niego zwykle wtedy, gdy policyjne poszukiwania nie przynoszą efektów. Wtedy Jackowski przy pomocy rzeczy osobistej zaginionego wywołuje wizje. Często udaje mu się zobaczyć miejsce, w którym obecnie przebywa poszukiwany. Niestety, niejednokrotnie okazuje się, że osoba już nie żyje. Wtedy pomoc służą mu duchy.
ZOBACZ TEŻ: Warszawa. Nawiedzony dom przy Szeligowskiej. HORROR rodziny ogrodnika
W najnowszej książce Janusza Szostaka "Widziadła" Krzysztof Jackowski podzielił się tajemnicą swojego sukcesu. Jak to się dzieje, że duchy same się z nim kontaktują? Wszystko wyjaśnił na przykładzie poszukiwań pana Ryszarda, sołtysa wsi Wola Przypkowska w powiecie piaseczyńskim.
- Pewnego razu w nocy budzi mnie pukanie. Padał wtedy śnieg. Myślałem, że to jakieś bandziory, ale była to dwójka młodych ludzi. Powiedzieli, że szukają ojca, który zaginął w okolicach Piaseczna. Dali mi jego rzeczy i pierwsze, co mi się skojarzyło, to jakaś stodoła i dwa stawy -wspomina Jackowski w rozmowie z Szostakiem.
Na tym jednak się nie skończyło. Zrozpaczeni ludzie namówili jasnowidza, by pojechał z nimi do rodzinnej wsi i pomógł w poszukiwaniach. Do Woli Przypkowskiej Jackowski zabrał ze sobą syna i kolegę. Dotarli na miejsce o piątej nad ranem. - Żona zaginionego, który był sołtysem, oraz jego dwóch synów wyszli na zewnątrz. Tam, gdzie mieszkał ten człowiek, był staw, synowie rozkuli go, ale nic w nim nie było - opowiedział Jackowski.
Mężczyźni szukali zaginionego pana Ryszarda przez cały dzień, ale bezskutecznie. W końcu jasnowidz zamknął się w pokoju sołtysa i przystąpił do wizji. - Dali mi kapeć pana Ryszarda i robiłem nim wizję. Trzymam go i nagle przysypiam, otrząsnąłem się. I w tym momencie pomyślałem coś, co mnie samego zaszokowało: „Jak mi się nie dasz znaleźć, to ci żonę zbałamucę”. Bo zmarłego trzeba wkurzyć, żeby się ujawnił. A wiadomo, że każdy facet jest o swoją kobietę zazdrosny - wyjaśnił Krzysztof Jackowski.
Wtedy stało się coś niespodziewanego. - Gdy tak pomyślałem, to od razu słyszę głos: „Szukaj mnie obok kopca na kartofle”. Wracam do kuchni i pytam domowników o kopiec na kartofle. Mówią, że kartofle są trzymane w stodole. OK, idziemy tam: mój kolega, ja i dwóch synów zaginionego - opowiedział Jackowski.
Synowie sołtysa upierali się, że stodoła już nie raz była przeszukiwana i nic w niej nie znaleziono. Jasnowidz upierał się jednak przy swoim. Okazało się, że jego wizja była prawdziwa!
- Poprosiłem, aby zostawili mnie samego z kolegą. Mówię do niego, aby sprawdził siano, które leży obok kartofli. On wszedł na to siano, poskakał trochę i w tym momencie temu trupowi chyba brzuch pękł. Smród był przerażający - opowiedział Jackowski.
Polecany artykuł:
Okazało się, że felernego dnia sołtys wyszedł na podwórko i spotkał tam kolegę z flaszką, za którym jego rodzina nie przepadała. - Zaczęli pić i w pewnym momencie sołtys upadł, tak zeznawał ten facet. Wykopał zatem jamę w słomie, wsunął tam to ciało i wyszedł tyłem ze stodoły - wyjaśnił jasnowidz.
Więcej informacji na temat tej i innych historii znajdziesz w książce Wydawnictwa Harde "Widziadła", autorstwa Janusza Szostaka. Książka do kupienia tutaj.