Krzysztof Olewnik. Dom, porwanie i dramat rodziny
Noc z 26 na 27 października 2001 r. okazała się najtragiczniejszą w życiu rodziny Olewników. W pięknym domu przy ul. Płockiej w Świerczynie koło Drobina trwała impreza. Krzysztof zaprosił na grilla znajomych policjantów z Płocka. Około godz. 22 spotkanie się skończyło, a tuż przed północą Krzysztof Olewnik wykonał ze swojego telefonu ostatnie połączenie. Nie wiele wiadomo o tym, co działo się dalej. Nad ranem jego rodzina z przerażeniem odkryła, że Krzysztof został porwany.
Przeczytaj również: Proces ws. śmierci Krzysztofa Olewnika. "Kochałem go jak brata". Wśród oskarżonych jego przyjaciel i prezes spółdzielni z Warszawy
Dwa dni później porywacze po raz pierwszy skontaktowali się z ojcem porwanego. Przedstawili swoje żądania: 300 tys. dol. w gotówce. Do końca 2001 r. rodzina aż cztery razy próbowała przekazać okup. Porywacze zostawiali po sobie jedynie listy pisane ręką porwanego. W tym czasie prokuratura rozpoczęła śledztwo, a rodzina w sprawę zaangażowała agencję detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Wszystko na nic. Mimo wielokrotnych prób do przekazania okupu nie dochodziło, a ich ukochany Krzysztof był w tym czasie bestialsko męczony.
Miejsce przetrzymywania Krzysztofa Olewnika
Krzysztof Olewnik był przetrzymywany w Kałuszynie pod Mińskiem Mazowieckim. W końcu po niemal dwóch latach od porwania udało się przekazać porywaczom pieniądze. 24 lipca 2003 r., przed godz. 11, siostra porwanego Krzysztofa Danuta Olewnik-Cieplińska dostała telefon od porywaczy. Zgodnie z ich instrukcją przyjechała na wiadukt Trasy AK przebiegający nad ul. Gwiaździstą w Warszawie. Przed godz. 23 zatrzymała samochód w miejscu oznaczonym zniczami i przez dziurę w barierze dźwiękochłonnej rzuciła torbę z pieniędzmi. Gangsterzy zabrali okup. Przez cały czas rodzina Olewników pozostawała w kontakcie z policją. Mimo na bieżąco przekazywanych informacji śledczy zjawiali się na miejscu wiele godzin później, czym zaprzepaścili ostatnią szansę na odbicie porwanego.
Po latach, gdy siostra porwanego zeznawała przed sejmową komisją śledczą, miała bardzo wiele do zarzucenia policjantom. Twierdziła, że nie interesowali się sprawą i niewiele o niej wiedzieli. – Kto za to odpowiada, że policja nie miała pojęcia, co się dzieje? Mieli numer porywaczy, nie zrobili absolutnie nic! – mówiła.
Kilka dni po przekazaniu okupu porywacze potwierdzili, że dostali pieniądze. Nie mieli jednak zamiaru uwolnić Krzysztofa. Jego gehenna trwała. Po dwóch latach przetrzymywania w nieludzkich warunkach był w fatalnym stanie. Przez cały czas porywacze faszerowali go silnymi psychotropami i przetrzymywali w betonowej studni skutego łańcuchami. Według późniejszych ustaleń biegłych był bity i torturowany. Bardzo cierpiał.
Krzysztof Olewnik. Jak zginął?
25 sierpnia 2003 r. porywacze przewieźli Krzysztofa do wsi Dzbądz pod Wyszkowem. 5 września Robert Pazik i Sławomir Kościuk znów wrzucili go do samochodu i zawieźli do lasu pod wsią Brzuze na Kujawach. Pazik rzucił go na ziemię i udusił założonymi na głowę foliowymi workami. Dzień później Kościuk zadzwonił do Olewników, odtwarzając rodzinie głos zamordowanego Krzysztofa. – Wrócę za dwa lata – usłyszeli w słuchawce. Nie wiedzieli wtedy, że zwłoki ich ukochanego syna i brata leżały już zakopane pod wsią Różan koło Ostrołęki.
Prowadzone w latach 2002–2006 śledztwo doprowadziło w końcu służby do oprawców i ludzi zamieszanych w porwanie. W sprawie aresztowano aż 12 osób. Najsurowszy werdykt usłyszeli zabójcy: Robert Pazik i Sławomir Kościuk. Sąd skazał ich na dożywocie. Obaj byli członkami gangu kierowanego przez Wojciecha Franiewskiego. Ich herszt nie doczekał procesu. Został znaleziony martwy w swojej celi w olsztyńskim areszcie w 2007 r. Biegli odkryli w jego krwi ślady alkoholu i amfetaminy, które zażył na terenie zakładu. Dwa lata później samobójstwo popełnił strażnik więzienny pilnujący Franiewskiego.
Siostra Krzysztofa Olewnika: Nikt mu nie pomógł
Siepacze, którzy wykonali wyrok na Olewniku, też szybko pożegnali się ze światem. Obaj, podobnie jak Franiewski, zostali znalezieni w swoich celach z pętlą na szyi: Kościuk w 2008 r., a Pazik rok później. – Za porwaniem i śmiercią Olewnika mogą stać politycy wysokiego szczebla – powiedział w 2009 r. na antenie RMF FM Zbigniew Wassermann.
W tym samym roku powołano sejmową komisję śledczą w celu wyjaśnienia sprawy. Po dwóch latach ukazał się raport końcowy. Wykryte przez komisję nieprawidłowości były szokujące: policjanci, którzy feralnej nocy imprezowali z Krzysztofem Olewnikiem, zostali dopuszczeni do śledztwa ws. jego porwania. Jakość i poziom zabezpieczenia śladów w domu Olewnika budziły „istotne zastrzeżenia”, prokuratura nie spieszyła się z prowadzeniem śledztwa, a wszyscy trzej najbliżej związani ze sprawą bandyci w krótkim czasie zmarli. – Żadne przeprosiny i żadne skruchy mnie i mojej rodziny nie satysfakcjonują. Mój brat był pod Warszawą, w sercu Polski, męczony i torturowany. Nikt mu nie pomógł – mówiła zeznająca podczas posiedzenia komisji śledczej Danuta Olewnik-Cieplińska.