Szokujące wyznanie księdza z Warszawy. "To były jaja"
Według księdza Borodiuka, kolęda jest jak ostra jazda bez trzymanki. - To jest „rollercoaster”. Wchodzisz w jedne drzwi, a tam są ludzie, którzy zawstydzają cię swoją pobożnością. Wchodzisz w drugie i spotykasz wdowę, która się przy tobie rozpłakuje. Wchodzisz w trzecie i słyszysz: „weź sp…alaj” – opowiada warszawski kapłan. Dalsza część wywiadu może wprawić wielu w osłupienie. Ks. Jaroław twierdzi bowiem, że woli odwiedzać niewierzących. - Wizyta duszpasterska często jest fasadą, której nie lubię i nie chcę. Lepiej jest pójść do niewierzącego, który gra w otwarte karty, niż do tego, któremu się wydaje, że jest wierzący – twierdzi duchowny z ośmioletnim stażem.
W rozmowie z dziennikarzem portalu aleteia.org opowiedział też o pewnej szokującej sytuacji. - Miałem jedną sytuację, przy której nie zdziwiłbym się, gdyby była nagrywana. Człowiek wzbudził moje zaufanie i współczucie. Wyglądał na osobę samotną, zwierzał się. Kiedy wyszedłem i zamknęły się drzwi, usłyszałem hałas, śmiechy i podniesione głosy. Kilka osób cieszyło się, że udało się mnie wkręcić. To były przysłowiowe jaja. Zasmuciło mnie to i zniechęciło – mówi poruszony kapłan. Przyznaje jednak przy tym, że równie mocno smuci go powierzchowność wiernych. - Część ludzi nie potrafi inaczej i oczekuje rytuału, który co rok się odbywa. Jeśli się orientuję, że oni nie chcą więcej, robię swoje: modlitwa, koperta, “szczęść Boże”, “dziękuję państwu za przemiłą wizytę”, “dziękujemy za przemiłego księdza”. I domyślam się, że jak wychodzę, to cieszą się, że na rok mają spokój. To jest fasada i mnie osobiście to zawstydza. Zwyczajnie tego nie lubię – mówi w rozmowie z portalem.