Fundacja Tarkowskich herbu Klamry długo prowadziła ośrodek przy ul. Mszczonowskiej 6. W 2006 roku dowodząca nim Elżbieta Tarkowska przysłała tam Iwonę Lorentz (56 l.) i mianowała kierownikiem placówki. Kobieta i jej podopieczni mają jednak sporo do zarzucenia Tarkowskiej.
- Przywoziła nam jedzenie, któremu dawno skończył się termin ważności. Często było zepsute i już śmierdziało. Nie nakarmiłabym tym nawet psa - opowiada pani Iwona.
- Szykanowała nas, poniżała, zdarzało się, że rzucała popielniczkami w ludzi - opowiada roztrzęsiony podopieczny Ryszard Solich ( 56 l.). - Jestem po operacji usunięcia płuca. Kiedy zabrakło mi na czynsz, bo musiałem kupić leki, powiedziała, że resztę mam ukraść, byle zapłacić - wspomina. Podopieczni twierdzą też, że płacić trzeba było połowę zasiłku, czyli około 265 złotych. Każda kwota musiała być udokumentowana. Księżną Tarkowską po raz ostatni widzieli 22 maja.
- Wzięła blisko 4 tysiące złotych na opłacenie mediów, podpisała ich odbiór w specjalnym zeszycie i zniknęła. Następnego dnia wyłączono nam prąd - opowiada Leszek Lorentz (57 l.).
Zrozpaczeni ludzie próbowali interweniować, niestety przedstawiciele PKP Energetyka, do których należy teren, powiedzieli, że nie mogą nic zrobić, bo bezdomni nie są stroną w tej sprawie. Od tamtej pory żyją jak w XIX wieku. Nie mają światła ani ciepłej wody, nie mogą włączyć pralki ani lodówki. - Nawet nie ma gdzie trzymać jedzenia ani jak się umyć! Tutaj mieszkają 33 osoby, głównie starsze. Większość jest niepełnosprawna, na wózkach albo z chorobami serca czy płuc, nie są w stanie sami funkcjonować - opowiada pani Iwona. Wolski Ośrodek Pomocy Społecznej wsparcia też odmówił. Prośby o wstawiennictwo Ratusza również skończyły się fiaskiem. Sama księżna mówi, że jest zupełnie inaczej.
- Owszem, wyłączyłam im światło i nie włączę go, dopóki nie pozbędą się pani Lorentz, która ich zbuntowała. Złożyłam doniesienie na policję, która zajmuje się sprawą. Jak pani Iwona zniknie, wtedy mogę wrócić - powiedziała Elżbieta Tarkowska.