To miał być miły wieczór w gronie znajomych. Wiosenna pogoda dopisywała, więc Kuba wybrał się z paczką znajomych nad rzekę. Siedzieli nad wodą, pili alkohol. W pewnym momencie Kuba został sam na sam z koleżanką, bo jego koledzy poszli do pobliskiego McDonalda coś zjeść. - Nic nie zapowiadało, że stanie się coś złego. Było miło, Kuba zachowywał się normalnie. Gdy wróciliśmy, już go nie było - powiedzieli w rozmowie z dziennikarzami "Super Expressu" znajomi Kuby. Koleżanka, która ostatnia widziała go żywego składała według nich sprzeczne zeznania. Najpierw miała im powiedzieć, że poszedł za potrzebą w krzaki. Później, że chciał popływać.
Przez dwa dni specjalna łódź wyposażona w sonar przeczesywała dno Narwi. Zwłoki Kuby znaleźli w piątek płetwonurkowie ze stołecznej straży pożarnej. - Były kilka metrów od brzegu, na głębokości ok. 4 metrów – powiedział st. kpt. Konrad Chrzanowski ze straży pożarnej w Pułtusku. Trudno powiedzieć, jak doszło do tej tragedii. Sprawę powinna wyjaśnić sekcja zwłok i trwające policyjne śledztwo.
Polecany artykuł:
Biegli przeprowadzą sekcję zwłok
Dramat rozegrał się w środę. 15-latek z Pułtuska nie wrócił na noc do domu, wtedy zaniepokojeni rodzice zawiadomili służby. Od czwartku rano trwały poszukiwania chłopca. Ostatni raz był widziany ok. godz. 23:40 w okolicach przystani PTTK w Pułtusku.
Na razie nie wiadomo kiedy odbędzie się pogrzeb Kuby. Na wtorek (3 maja) zaplanowano sekcję zwłok, która ustali przyczynę śmierci chłopca.
Polecany artykuł: