Pan Witold zastał ziąb i wyłamane okno. "Byłem pewny, że doszło do włamania"
- Po dwóch dniach nieobecności wróciłem do mieszkania. Jak wszedłem uderzyło we mnie potworne zimno. Myślałem, że to awaria grzejników, ale jak zajrzałem do sypialni to włos mi się zjeżył na głowie – opowiada nam Witold Grabowski (74 l.), mieszkaniec bloku na Pradze-Południe. Sprawa miała miejsce w połowie stycznia, gdy na zewnątrz panowały minusowe temperatury. - Jedno okno było uchylone, a drugie wyłamane i wisiało na jednym zawiasie. Na podłodze leżały rozbite doniczki zrzucone z parapetu. Byłem pewny, że doszło do włamania – opisuje pan Witold.
Sąsiad był świadkiem akcji służb ratunkowych
Mężczyzna zgłosił od razu sprawę na policję, która przyjęła zgłoszenie i rozpoczęła dochodzenie. Z mieszkania jednak nic nie zginęło… to dało emerytowi do myślenia. - Od sąsiada dowiedziałem się, że zniszczeń dokonały służby ratunkowe. Był świadkiem całego zajścia. Strażacy szukali w moim mieszkaniu 93-letniej staruszki potrzebującej pomocy. Sęk w tym, że żadna taka osoba ze mną nie mieszka – mówi nam 74-latek.
Strażacy działali na polecenie policji. Mundurowi badają sprawę
Strażacy tłumaczą, że swoje działania prowadzili na zlecenie policji, która kierowała akcją. - Będąc na miejscu ustaliliśmy najlepszą drogę dojścia do mieszkania, czyli taką, która powoduje jak najmniejsze straty. My tylko użyczamy sprzętu, otwieramy lokal, a do środka wchodzi sam policjant. W tym przypadku nikogo nie zastał – mówi nam mł. bryg. Artur Laudy, oficer prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. Policjanci swoją wpadkę tłumaczą wymijająco. - Wpłynęło do nas zgłoszenie o podejrzeniu usiłowania kradzieży z włamaniem do lokalu, który okazało się, że należy do innej osoby. Dlatego to postępowanie zostało umorzone – mówi nam podinsp. Joanna Węgrzyniak, oficer prasowa praskiej komendy policji. Według niej na rozmowę o zadośćuczynieniu za wyrządzone szkody jest za wcześnie. - Będzie można o tym mówić po zakończeniu prowadzonych przez nas wyjaśnień. Ustalamy czy czynności podjęte przez policjantów były wystarczające i czy były takie, które podjąć należało – dodaje policjantka.
Skarga i prokuratura
Pan Witold przesłał do stołecznej komendy już dwie skargi na działanie policjantów. Do tej pory nie uzyskał na nie odpowiedzi. Sprawa trafiła do prokuratury.