Płonęło około 2 tysięcy metrów kwadratowych przestrzeni magazynowej przy ul. Sikorskiego, ale teren samej hali jest dużo większy. Strażacy starali się zatem nie dopuścić do objęcia ogniem dalszej jego przestrzeni. Policjanci zamknęli na ten czas sąsiadujące z magazynem ulice: Sikorskiego, Szarych Szeregów i Fabryczną.
Ranne zostały cztery osoby - pracownicy hali. Do jednej z nich przylecieli sanitariusze Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ponieważ unoszący się w powietrzu czarny dym mógł zagrażać zdrowiu ludzi mieszkających nawet w sąsiednich miejscowościach, dlatego w promieniu kilometra od miejsca pożaru zarządzono ewakuację. Po pierwszych pomiarach okazało się jednak, że nie jest on trujący. Ale mieszkańcy i tak najedli się sporo strachu.
- Poczułem smród, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem wielką chmurę czarnego dymu - opowiada Marek Tarwacki (48 l.), dyrektor Szkoły Podstawowej im. Stanisława Moniuszki w Łajskach. - Na szczęście chmura wciąż była daleko od naszej placówki. Od razu wsiadłem do auta i pojechałem na miejsce sprawdzić, co się dzieje. Gdy okazało się, że płonie hala fabryczna, natychmiast zarządziłem ewakuację - dodaje.
Dzieci przewieziono do hali sportowej w Wieliszewie. Wkrótce dołączyli do nich m.in. gimnazjaliści i przedszkolaki z Wieliszewa. - W pierwszej chwili myślałam, że zanosi się na burzę, a ten dym to czarne chmury. Po chwili odebrałam telefon z przedszkola, że doszło do pożaru i muszę przyjechać po dziecko. Zamarłam - opowiada Kinga Bomecka (28 l.), mama trzyletniej Marcysi z wieliszewskiego przedszkola nr 1. Przyczyną pożaru mógł być prawdopodobnie wybuch jednego ze zbiorników z kosmetykami.