- Klasa piąta np. nie dość, że ma 10 lekcji w ciągu dnia, to jeszcze dzieciaki kończą zajęcia o godz. 18. Dla mnie to nie są warunki do nauki. Zdarza się, że po dniu, kiedy lekcje trwają do wieczora, następnego dnia, dzieciaki muszą iść do szkoły na 7 rano – żali się Katarzyna Skowrońska (38), mama piątoklasisty ze szkoły przy ul. Narbutta 14 na Mokotowie .
Podobne sytuacje mają miejsce niemal w całej Warszawie.
- Dzieci u nas też uczą się do godz. 17.30. Część ma lekcje przez 10 godzin! Na dodatek plan lekcji jest tak ułożony że przedmioty ścisłe jak matematyka i język polski są w godzinach popołudniowych od godz 14 i 15. Czy dzieci jeszcze myślą w tych godzinach? - pyta Agnieszka (34 l.), mama ucznia ze szkoły przy ul. Radzymińskiej 232.
Nie lepiej jest przy ul. Głębockiej 66. Tam zajęcia trwają aż do godz. 18.15.
- Przyczyna takie stanu rzeczy jest jedna – przepełnienie. Przed reformą lekcje w naszej szkole kończyły się najpóźniej o godz. 14.30. Teraz kończą się po 17. Układamy plan tak, jak pozwala nam rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, że brakuje nauczycieli. Często posiłkujemy się nauczycielami z zewnątrz, który ma zajęcia gdzie indziej i musimy ułożyć plan „pod niego”. Chciałabym, żeby dzieci miały jak najlepsze warunki, ale po prostu nie mam na to wpływu – tłumaczy Bożena Rutkowska, dyrektor szkoły podstawowej przy ul. Syreny.