TV
Pogoda
Wideo
Poczucie obowiązku - to jedyna rzecz, która motywuje radnych do pracy. Wprowadzone w 2002 r. kary finansowe są mało dotkliwe. Za więcej niż jedną nieobecność na sesji radny może stracić 10 proc., a za absencję na komisji - 5 proc. diety, która wynosi średnio 2,7 tys. zł. Łatwo ich też uniknąć - wystarczy napisać usprawiedliwienie lub podpisać się na liście obecności i opuścić obrady. Efekt - niektórzy radni w ubiegłej kadencji pojawili się na ledwo połowie sesji.
Szykują zmiany
To ma się zmienić już w tym roku. Klub Platformy Obywatelskiej chce wprowadzić do regulaminu dodatkowe obostrzenia. - Poprosiliśmy kluby o ich pomysły i po feriach zajmiemy się projektem uchwały - mówi Ligia Krajewska (62 l., PO), wiceszefowa rady.
Propozycji zmian jest sporo. Nieobecności usprawiedliwiałoby wyłącznie zwolnienie lekarskie, a radny, który ciągle opuszcza posiedzenia komisji, traciłby członkostwo i związane z tym profity. Dokładniej sprawdzane byłyby też obecności, także podczas głosowań. - Jeśli ktoś opuściłby jakiś procent głosowań danej sesji, to traciłby dietę - uściśla Jarosław Szostakowski (44 l.), szef klubu PO.
Propozycja do przyjęcia
Koledzy z opozycji nie mówią "nie". - To pomysły warte rozważenia, choć nasz klub jest zdyscyplinowany, o czym świadczą statystyki obecności - komentuje Andrzej Golimont (42 l.), wiceszef klubu SLD.
Rada musi pracować
To, że stołeczni radni do najbardziej pracowitych nie należą, potwierdzają statystyki. W ubiegłej kadencji największą frekwencją popisał się klub PO, którego radni mieli 91 proc. obecności. Nieco gorzej wypadło SLD z 88,9 proc., a najsłabiej klub PiS, który miał tylko 79,5 proc.
Podcasty
Playlisty tematyczne
