Uciążliwy lokator składował worki ze śmieciami najpierw w prawie 100-metrowym mieszkaniu, a gdy tam już nie było miejsca, układał wielką górę odpadków na balkonie. I mimo wezwań nie chciał sprzątać.
Pisaliśmy o tym jako pierwsi ponad dwa tygodnie temu, gdy zgłosili się do nas mieszkańcy osiedla Gocław-Lotnisko. Do akcji wkroczył w końcu sąd, który nakazał opróżnienie lokalu ze wszystkiego. Szymon K. kilka dni temu sam zaczął sprzątać, ale urzędnicy i policja nie dali się zwieść. Wczoraj rano wynajęta przez administrację firma rozpoczęła opróżnianie lokalu.
Czterech rosłych mężczyzn po drabinie wparowało do mieszkania przez balkon (to jedyne wejście, bo drzwi do mieszkania nie otwierały się, zastawione śmieciami). Jeden kontener zapełnił się w mgnieniu oka workami z nagromadzonymi przez lata przedmiotami. Były tam stare gazety, kalendarze z lat 90., ubrania, sprzęty, dziurawe chodniki. Szymon K. przed dziennikarzami przeprosił sąsiadów. Przyznał, że jest chory. Odkłada na później rzeczy, które powinien zrobić natychmiast. Zbierał różne przedmioty, które miał "wkrótce" posegregować. Ale mijały lata.
- Wpuściłem się w kanał, straciłem czujność i po prostu to wszystko składowałem. A nie zawsze wiadomo, gdzie jest granica. Przykro mi, że tak wyszło i przepraszam sąsiadów - mówił Szymon K.