Noc z soboty na niedzielę, godzina 3.45. W jadącym Modlińską autobusie nocnym pasażerowie dzielą się wrażeniami z ostatkowych imprez. Ktoś się śmieje, ktoś inny przysypia na siedzeniu. Przy skrzyżowaniu z Obrazkową autobus zwalnia i na zielonym świetle zaczyna skręcać w lewo. Kilka sekund później w jego tył wpada jadąca od strony Legionowa rozpędzona karetka. Gwar rozmów zagłusza huk miażdżonego metalu. Urszula Sitkiewicz (38 l.), która wracała z mężem Krzysztofem (38 l.) z imprezy karnawałowej w centrum, nie pamięta momentu uderzenia. Siedziała z tyłu i razem z trzema mężczyznami i jedną dziewczyną została dosłownie wyrzucona z wozu. - Mąż znalazł mnie kilkanaście metrów od autobusu, ale ocknęłam się dopiero w karetce - opowiada. Poobijana i z wstrząśnieniem mózgu trafiła do szpitala. Jej mężowi, poza lekkimi potłuczeniami, nic się nie stało. - Ludzie leżeli nawet 15 metrów od wraku. Zatrzymywaliśmy samochody, żeby zdobyć jakieś koce - relacjonuje pan Krzysztof.
Patrz też: Kierowca autobusu narażał życie pasażerów (VIDEO!)
Z tyłu ikarusa praktycznie nic nie zostało, całkowicie zmiażdżony został też przód karetki, która w dodatku przewróciła się na bok. Do trzech stołecznych szpitali odwieziono w sumie 10 osób, w tym lekarza i kierowcę ambulansu. Na szczęście kobieta, którą przewoziło pogotowie, wyszła z wypadku bez dodatkowych obrażeń.
Spośród poszkodowanych najciężej ranny został 26-latek z Legionowa. Ma pękniętą kość oczodołu, mocno obite oko i łuk brwiowy, mnóstwo siniaków i zadrapań. - Gdy odzyskałem przytomność, leżałem w śniegu, daleko od autobusu. Pamiętam tylko błysk świateł karetki i ludzi, którzy próbowali mi pomóc - opowiada.
Policja wciąż ustala, kto jest winien tego zderzenia. Przypuszczalnie zawinił 28-letni kierowca karetki, który pędził Modlińską i nie zwrócił uwagi na zjeżdżający ze skrzyżowania autobus.