Mieszkańcy Otwocka i Karczewa stanęli w obliczu poważnej awarii wodociągowej. Woda z kranów albo całkowicie zniknęła, albo sączyła się w minimalnych ilościach. Mieszkańcy rzucili się do sklepów po butelkowaną wodę. Na razie nikt nie wie, kiedy sytuacja wróci do normy.
– Moja żona jest niechodząca, ma 80 lat, ja mam 88 lat. Potrzebujemy wody, żeby się podmyć, cokolwiek zrobić. Lepiej już nie mówić, to jakaś tragedia – opowiada w rozmowie z reporterem ESKI pan Wacław, jeden z mieszkańców. – Od rana w telewizji mówili, że jest poważna awaria. Już wieczorem się ledwo sączyła, może jeszcze wtedy była czysta. Jest jak jest. Nawet nie chce się już mówić – dodaje rozżalony.
Tymczasem władze miasta zwołały pilną konferencję prasową. Prezydent Otwocka Jarosław Margielski podkreślił, że to największa awaria od kilkudziesięciu lat.
– Musimy zapewnić ciągły dostęp do dużej ilości wody pitnej. Dostarczana jest ona do ponad 30 000 mieszkańców naszego miasta, którzy byli do tego czasu zaopatrywani przez sieć wodociągową [...]. Naszym priorytetem jest zabezpieczenie przede wszystkim placówek wrażliwych. Pierwsze dostawy zostały skierowane do powiatowego centrum zdrowia, czyli do szpitala, gdzie podejmowane są starania, aby zapewnić dostęp do wody i nie doprowadzić do ewakuacji placówki [...]. Chcielibyśmy również rozwiać wszelkie wątpliwości dla osób śledzących transmisję i komunikaty prasowe w tej sprawie – uspokajamy, sytuacja jest pod kontrolą. Podkreślamy, że nie doszło do skażenia wody, lecz do jej zanieczyszczenia nadmierną ilością osadu, który oderwał się od magistrali mającej blisko pół wieku – tłumaczył prezydent.
Mieszkańców uspokajał także otwocki inspektorat sanitarny. – Nie jest to skażenie biologiczne, jest to oderwanie osadu. W osadzie bardzo często znajduje się żelazo, znajduje się krzem – powiedziała Agata Wolska z sanepidu. Przekazała, że picie tej wody nie powinno zagrażać życiu.
Mimo wszystko dla wielu osób brak czystej wody to prawdziwa katastrofa. Mieszkańcy, zwłaszcza starsi i chorzy, zostali pozostawieni sami sobie. – To jest dramat. Nie wiadomo, ile to potrwa. Co mamy robić? – pytają.
