Inspektorzy przez dwa dni przeprowadzali kontrole autobusów. Jej wyniki są zatrważające: na 67 sprawdzonych maszyn należących do MZA aż 24 nie nadawały się do wożenia ludzi. 14 z nich musieliśmy odholować, bo nawet zjechanie do zajezdni stanowiłoby zagrożenie - wylicza Andrzej Łuczycki.
Podstawowe usterki w miejskich autobusach to wycieki płynów, niesprawne hamulce i łyse opony. - Te pojazdy nie są konserwowane i naprawiane przez mechaników. Między innymi przez te wady dochodzi do pożarów w autobusach - mówi inspektor Łuczycki. Jednak najgorsze jest to, że przewoźnicy nic sobie nie robią z wyników kontroli.
Za wczorajszy pożar na Modlińskiej posadę stracił urlopowany od kwietnia Włodzimierz Wojciechowski, dyrektor przewozów MZA. Adam Stawicki (33 l.), rzecznik prasowy MZA, twierdzi, że nie ma najmniejszych powodów do obaw. - To tylko 10 proc. stanu naszego taboru. Poza tym jesteśmy w trakcie rozszerzania badań technicznych w MZA. Przez ostatnie lata autobusy były bardzo zaniedbane, a nadrobienie zaległości zajmuje dużo czasu - tłumaczy.
Jednak zdaniem Zygmunta Wojciechowskiego (53 l.), przewodniczącego związku zawodowego Sierpień '80 w MZA, rozwiązanie problemu jest bardzo proste: - Wystarczy zwiększyć fundusze na badania techniczne, a obniżyć pensje dyrektorom - mówi. Czy zatem ktoś musi zginąć, żeby urzędasy z MZA zaczęły dokładnie kontrolować swoje pojazdy?!
Boję się jeździć autobusami
- Codziennie jeżdżę do pracy autobusami i widzę, że są w fatalnym stanie. Brak wykwalifikowanych mechaników i dostatecznej kontroli pojazdów przez MZA powoduje, że maszyny są niesprawne. Tak naprawdę boję się nimi jeździć.