Dramat w Magnuszewie

Wjechał w grupę pieszych, zabijając trzy osoby. Niedawno urodził mu się synek. Jego partnerka nie wytrzymała

2024-09-06 15:12

42-letni Sławomir S. w areszcie oczekuje na finał sprawy śmiertelnego wypadku w Magnuszewie, o którego spowodowanie jest podejrzany. Mężczyzna wjechał na w grupę pieszych, w wyniku czego dwie osoby zginęły na miejscu, jedna zmarła w szpitalu, a dwie zostały ranne. To dramat nie tylko dla rodzin ofiar, ale i bliskich kierowcy. Jego partnerka zdaje sobie sprawę, że może on trafić do więzienia.

Śmiertelny wypadek w Magnuszewie

Trzy osoby nie żyją, dwie zostały ranne - to bilans wypadku w Magnuszewie w województwie mazowieckim, który odbił się głośnym echem w całej Polsce. Po pierwsze z uwagi na skalę tragedii; po drugie dlatego, że domniemany sprawca był nietrzeźwy, za co był już w przeszłości karany. 31 sierpnia kierujący fordem Sławomir S. potrącił na drodze wojewódzkiej nr 736 pięcioro pieszych, którzy poruszali się w tym samym kierunku co mężczyzna.

Na miejscu zginęli: 36-letnia kobieta i jej równolatek, którzy szli razem, a po przewiezieniu do szpitala zmarła 55-letnia kobieta, której towarzyszyła jej równolatka i 37-letni mężczyzna. Dwie ostatnie osoby odniosły obrażenia skutkujące naruszeniem czynności narządów ciała na okres powyżej dni siedmiu i również zostały hospitalizowane.

Zarzuty dla kierowcy forda i jego pasażera

42-letni kierowca forda escape został zatrzymany na miejscu wypadku, ale jego pasażer Jacek L. uciekł. Pierwszy z mężczyzn miał we krwi 1,28 promila alkoholu, dlatego usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości i popełnienia przestępstwa polegającego na kierowaniu samochodem w stanie nietrzeźwości mimo wcześniejszego skazania za to samo przestępstwo. Zarzuty usłyszał także drugi z mężczyzn. Dalsza część tekstu poniżej.

Jechał pijany i tylko cudem nie zabił małej dziewczynki. Więzienie nic go nie nauczyło

Jest on podejrzany o nieudzielnie pomocy osobom poszkodowanym w wypadku, które z uwagi na doznane obrażenia, znajdowały się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia lub zdrowia, tj. o przestępstwo z art. 162 § 1 kk. Prokurator przedstawił temu podejrzanemu także zarzut dotyczący nakłaniania kierującego pojazdem marki Ford Escape i sprawcy wypadku, do ucieczki z miejsca wypadku oraz do zawiadomienia o niepopełnionym przestępstwie kradzieży samochodu Ford Escape, tj. o przestępstwo z art. 18 § 2 kk w zw. z art. 238 kk i inne

- informuje Aneta Góźdź, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu, dodając, że Jacek L. przyznał się tylko do pierwszego zarzutu, składając wyjaśnienia. Zastosowano wobec niego dozór policji i zakazu opuszczania kraju. Grozi mu kara do 3 lat pozbawienia wolności. 

Mężczyzna jechał 115 km/h

Z kolei Sławomir S. przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów, za które grozi mu od 5 do 20 lat więzienia, i został tymczasowo aresztowany. Mężczyzna opowiedział, jak wyglądał wypadek z jego perspektywy.

- Podał, że w momencie zdarzenia poruszał się pojazdem z prędkością przekraczającą prędkość dozwoloną, rzędu 115 km/h oraz że spożywał uprzednio alkohol - kontynuuje Góźdź.

Wstrząśnięci wypadkiem są również członkowie jego rodziny, na których spadło odium z zachowanie mężczyzny. Dalsza część tekstu poniżej.

Po tym, co się wydarzyło, nie mamy spokoju. Jesteśmy wytykani palcami i hejtowani. My nie jesteśmy niczemu winni, a obrywamy za to, co on zrobił. My z nim nie mieszkamy i nie kontrolujemy go. To jest dorosły człowiek i wie, co robi

- mówi brat 42-latka w rozmowie z "Faktem".

"Teraz pójdzie siedzieć, a ja będę sama z trójką dzieci"

Partnerka Sławomira S. dodaje, że nie wiedziała, że mężczyzna wsiadł do auta nietrzeźwy, bo na pewno nie pozwoliłaby mu odjechać. Jej partner stracił już wcześniej już wcześniej prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu, ale jak pokazała przyszłość, nie wyciągnął z tej lekcji żadnych wniosków. Jego ewentualne skazanie na karę więzienia oznacza, że zostawi nie tylko kobietę, ale również troje dzieci, w tym Dawidka, który urodził się w czerwcu br.

- Przez swoją głupotę zmarnował sobie życie. Teraz pójdzie siedzieć, a ja będę sama z trójką dzieci. One straciły ojca, a ja partnera. Tyle alkohol robi z człowiekiem - mówi "Faktowi" kobieta.

Mimo takiego zachowania bliscy 42-latka twierdzą, że był dobrym człowiekiem i potrafił wszystko naprawić. Na co dzień pracował jako mechanik samochodowy.

- Na co dzień to była prawdziwa złota rączka. Miał fach w ręku, jak na prawdziwego faceta przystało. Za co się nie zabrał, to wszystko naprawił. Kochał swoje dzieci, poświęcał im czas i troszczył się o nie. W czerwcu urodził mu się synek Dawidek - mówią najbliżsi mężczyzny, których cytuje "Fakt".

Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki