- Chodziłem ze Staszkiem do podstawówki. To był mój kolega i sąsiad. Nie mogę uwierzyć, że zabił go dym - mówi nam Stefan Budek (76 l.). Stanisław F. kiedyś grał w orkiestrze wojskowej. Teraz mieszkał samotnie. Kochał zwierzęta, a one kochały jego. Miał trzy kundelki.
Co się wydarzyło w domu w Izabelinie, że właściciel i jego czworonogi nie żyją? Prawdopodobną wersję wydarzeń opowiada nam rodzina muzyka. W niedzielę wieczorem zostawił na podłodze włączoną grzałkę i położył się spać. Wtedy najprawdopodobniej psiak przewrócił ją na podłogę, która zaczęła się tlić. Pożar był niewielki, ale zadymienie ogromne. A gospodarz szczelnie zamykał na noc okna i drzwi.
To dym zatruł więc pewnie gospodarza i jego czworonogi. Następnego dnia zaniepokojony bratanek wybrał się w odwiedziny do stryja. - Zawsze gdy pukałem to szczekały psy. Tym razem nikt się nie odezwał, więc wezwałem policję, a ta straż pożarną, bo w środku wciąż było pełno dymu – opowiada. Martwy 76-latek leżał na łóżku a na podłodze dwa martwe psy. Trzeci leżał za szafą, jakby tam próbował ratować się przed trucizną w powietrzu. Sprawą zajęła się już prokuratura, która będzie wyjaśniać dokładne przyczyny śmierci Stanisława F.