Blok przy ul. Arka Bożka na Bemowie to zwykły wieżowiec, w którym mieszkają zwykli, spokojni ludzie. Ale na 8 piętrze wynajmował mieszkanie 37-letni Jarosław Sz. On do spokojnych nie należał. - U tego Sz. ciągle były imprezy. Bez przerwy tylko dźwięk butelek i jakieś awantury. Trudno policzyć ile razy wzywaliśmy policję, żeby uspokoić tego Jarka – mówi Dorota Grzela (70 l.), mieszkanka bloku przy ul. Arka Bożka.
9 lutego 37-latek po raz kolejny zrobił imprezę. Zaprosił do siebie 51-letniego znajomego. Alkohol lał się strumieniami. - Tamtej nocy też było słychać dźwięk butelek i tak jak zwykle jakieś krzyki. Ale nie sądziliśmy, że dojdzie do tragedii – stwierdza pani Dorota
Mężczyźni, mając już mocno w czubie pokłócili się. - Sąsiad mówił, że słyszał jak ten Jarek krzyczał: „nie mów tak do mnie!” - relacjonuje pani Grzela.
Jarosław Sz. poczuł się na tyle urażony, że złapał kuchenny nóż i zadał swojemu starszemu koledze trzy ciosy w klatkę piersiową. Mężczyzna nie przeżył ataku. Policję ok. 2 w nocy jak zawsze wezwali sąsiedzi.
- Po wejściu do lokalu funkcjonariusze zauważyli mężczyznę, który na twarzy miał ślady krwi. Był nerwowy. Badanie alkomatem potwierdziło prawie 2 promile. W drugim pomieszczeniu znajdował się nieprzytomny mężczyzna. Policjanci sprawdzili jego funkcje życiowe, które były niewyczuwalne. Na miejsce została wezwana załoga karetki pogotowia, która stwierdziła zgon – potwierdza kom. Marta Sulowska.
37-latek trafił na trzy miesiące do aresztu. Grozi mu dożywocie.