Do zdarzenia doszło 28 sierpnia w godzinach popołudniowych. Około godziny 18:20 strażnicy miejscy zauważyli na placu Hallera samotnego, małego chłopca na rowerku biegowym. Maluch, nieświadomy niebezpieczeństwa, beztrosko jeździł pomiędzy autobusami i w pobliżu ruchliwej ulicy. Funkcjonariusze natychmiast zareagowali.
– Ciarki przeszły mi po plecach, bo w każdej chwili chłopczyk mógł wyjechać pod samochód. W pobliżu nie było jego opiekunów, ani nikogo, kto zwróciłby mu uwagę – relacjonował starszy inspektor Mariusz Liżewski, który wraz ze swoją partnerką zaopiekował się dzieckiem.
Chłopczyk był wyraźnie zagubiony i wystraszony. Mówił niewyraźnie i nie potrafił podać swojego imienia ani wskazać miejsca, gdzie mogłaby być jego mama. Udało się jedynie ustalić, że "mieszka bardzo daleko".
W trakcie rozmowy z dzieckiem okazało się, że wcześniej przebywał na placu zabaw ze swoją mamą. Strażnicy szybko udali się tam z chłopcem, ale nie zastali nikogo, kto mógłby być jego opiekunem. Maluch, choć wciąż zagubiony, na chwilę zapomniał o strachu i zaczął się bawić. Funkcjonariusze nie zaprzestali poszukiwań.
Strażnicy, chcąc pomóc chłopcu odnaleźć mamę, zaczęli pokazywać mu miejsca wokół placu Hallera. Kiedy dziecko zobaczyło logo jednego ze sklepów, nagle ożywiło się i przypomniało sobie, że właśnie tam było z mamą. Funkcjonariusze ruszyli w stronę wskazanego sklepu. Przed wejściem zauważyli zdenerwowaną kobietę z torbami pełnymi zakupów, która nerwowo rozglądała się dookoła. Chłopczyk natychmiast rozpoznał mamę i pobiegł do niej z radością.
Kobieta okazała się być uchodźczynią, która wraz z synkiem przyjechała do Polski po wybuchu wojny. Wyjaśniła, że weszła na chwilę po zakupy i poleciła chłopcu, aby czekał na nią przed sklepem. Zaznaczyła, że jej syn zawsze był posłuszny, jednak tym razem postanowił oddalić się bez jej wiedzy. Maluch, choć wyraźnie ucieszony z odnalezienia mamy, mógł wpaść w poważne tarapaty.