Kiedy malutki Gacek (1 rok), sympatyczny kotek pana Pawła Sandurskiego (62 l.) z Siedlec, nie pojawił się ponad cztery dni w letniaku na działce pod Kałuszynem, pan Paweł postanowił wszcząć poszukiwania mruczka na szeroką skalę. Pomagali mu okoliczni mieszkańcy, którzy dwa dni szukali kota po lasach i pustostanach. Niestety, na nic to się nie zdało. Gacek zapadł się po ziemię.
Jeden z sąsiadów podpowiedział właścicielowi kocura, by na poszukiwania poszedł ze swoją suczką Roksaną (3 l.), która wychowywała się razem z Gackiem. - Tak też się stało. Po czterech dniach od zaginięcia kota wypuściłem Roksanę z kojca i poszliśmy drogą w stronę lasu - opowiada nam właściciel zwierząt. Okazało się, że to był genialny pomysł!
- Po kilometrze suka skręciła na równoległą drogę, gdzie rosło niewielkie drzewo. Zaczęła na nie skakać, szczekała, a za chwilę łasiła się i podnosiła łeb do góry. Wtedy zobaczyłem, że na drzewie na wysokości około 2 m siedzi mój kot. Nie reagował na nasz widok i był wycieńczony - tłumaczy mężczyzna.
Jak się szybko okazało, Gacek nie mógł sam zejść z drzewa, ponieważ na łapie miał zaciśnięty zwój cienkich przewodów elektrycznych, którymi na dodatek zaczepił się o gałąź! Mruczek znalazł się, w pułapce, z której bez pomocy człowieka nie był w stanie się uwolnić.
- Myślę, że wpadł w wyrzucone przypadkiem przez kogoś przewody gdy uciekał przed psem sąsiada. Wskoczył na drzewo i nie mógł już oswobodzić łapki z zaciśniętej pętli, która zaczepiła się o gałęzie - podejrzewa właściciel kota.
Gdy kocurka udało się zdjąć z drzewa, utykając, co sił pokuśtykał do domu. - Gdyby nie moja suczka, kocur zdechłby z głodu i wycieńczenia. To dzięki Roksanie odzyskałem Gacka i znowu mogę z nim spacerować przy swojej działce - cieszy się pan Paweł.