Dotychczasowi świadkowie przesłuchiwani na kolejnych rozprawach, niestety niewiele dobrego potrafili powiedzieć o Karolinie i Damianie. Wszystko wskazuje na to, że to na nim ciąży największa odpowiedzialność za śmierć małego Leona, którego ciało znaleziono w październiku 2022 r. w płytkim dole w lesie pod Garwolinem.
Czteroletni Leoś nie żyje
Z wcześniejszych zeznań wynika, że w sierpniu 2022 r. to Damian miał wykąpać synka Karoliny. Jak twierdzi, zagrzał wodę na kąpiel, wlał do brodzika i zszedł na chwilę do piwnicy, a po chwili usłyszał krzyk chłopca, który poparzył się wrzątkiem. Jednak ani on ani Karolina nie wezwali od razu pogotowia, nie poszli później z dzieckiem do lekarza, tylko „smarowali oparzenia maścią”, a gdy po kilku dniach Leoś przestał oddychać, nie urządzili mu pogrzebu, zakopali jego ciało niedaleko domu, w którym wynajmowali mieszkanie. Damian zalał później dół warstwą betonu.
Gdy zostali zatrzymani, przekonywali, że bali się organów ścigania. Gdy po śmierci Leona uciekli, pomieszkiwali kątem u ludzi, z drugim dzieckiem i trzecim w drodze (Karolina była w ciąży).
Damian groził właścicielowi mieszkania?
Na wczorajszej rozprawie, 23 kwietnia, świadkowie po raz kolejny "dorzucili" zeznania o Damianie. „Damian nie mógł utrzymać rodziny. Nie miał stałej pracy. Miał problemy z prawem” - słyszymy od jednego świadka. Według kolejnego miał „grozić właścicielowi mieszkania i obrzucić dom kamieniami”. Właściciel nie wniósł żadnego zawiadomienia dotyczącego gróźb czy napaści. Z zeznań wyłania się obraz pogubionych, zaplątanych prawnie młodych ludzi, którzy nie sprostali roli rodziców. Oskarżonym 20-latkom grozi teraz dożywocie. Czy zmienią się zarzuty wobec nich?