- Mam dwie relikwie po „Anodzie” – mówi „Super Expressowi” Wojciech Rodowicz i z namaszczeniem pokazuje malutką karteczkę zapisaną równym pismem Jana Rodowicza. Tę pocztówkę wysłał 6 kwietnia 1947 roku z Kasprowego Wierchu. - To był jego ostatni pobyt w Tatrach i przedostatni pobyt w górach, przed aresztowaniem i śmiercią – mówi kuzyn legendarnego powstańca warszawskiego i żołnierza Armii Krajowej, który niedawno przejął rodzinne archiwum po matce chrzestnej Anody – Zofii z Rodowiczów Iwanickiej. - To była rodzona siostra mojego dziadka. I do niej Janek w 1947 r. przesyłał z Tatr świąteczne życzenia: „Kochana ciociu przesyłam najserdeczniejsze życzenia świąteczne (...) siedzę teraz na Kasprowym, pogoda i śnieg dobre, tylko duży wiatr (…). Kochający Janek.” - przeczytał nam ze wzruszeniem list Wojciech Rodowicz.
„Anoda” – żołnierz AK, powstaniec warszawski, student architektury został aresztowany przez UB 24 grudnia 1948 r. W czasie brutalnego śledztwa zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach 7 stycznia 1949 r.
- Janek był dla mnie wzorem pod każdym względem i jako powstaniec, i młody człowiek pełen inicjatywy i dobrego humoru – wspomina.
Po śmierci „Anody” Wojciech Rodowicz jako 10-letni chłopiec w 1949 r. mieszkał u rodziców Janka przy Lwowskiej, gdy w jego rodzinnym domu był remont. Z tamtego czasu do dziś ma zegarek, który miał trafić właśnie do Jana Rodowicza. Wyciąga kieszeni marynarki kultową busolę, którą otrzymał od rodziców Janka.
- Nazywam go „moim małym Jankiem”. Wciąż działa! Mam go zawsze przy sobie na każdej uroczystości związanej z Anodą. To jest ta druga relikwia. Jestem przeszczęśliwy, że je mam - podkreśla z uśmiechem kuzyn bohatera.
Więcej opowieści o rodzinnych pamiątkach Rodowiczów w materiale WIDEO: