Jacek Wojciechowicz i Hanna Gronkiewicz- Waltz

i

Autor: Andrzej Lange/Super Express Jacek Wojciechowicz i Hanna Gronkiewicz- Waltz

Mamy fragmenty książki Jacka Wojciechowicza! Były wiceprezydent zdradza kulisy pracy w ratuszu

2018-07-20 20:47

„Czasami jak się patrzyło na sposób działania Hanny Gronkiewicz-Waltz , to naprawdę można było się dziwić, że to wszystko jeszcze chodzi, że jakoś funkcjonuje” - przyznaje były zastępca prezydent stolicy, który współrządził z nią Warszawą przez 10 lat. Będzie hit! Obserwatorzy warszawskiego życia politycznego już ostrzą zęby na publikację byłego wiceprezydenta stolicy Jacka Wojciechowicza, dziś kandydata na prezydenta. Zanim książka ukaże się w księgarniach, „Super Express” - jako jedyna gazeta - publikuje kilka fragmentów! 

Jacek Wojciechowicz w wywiadzie -rzece przeprowadzonej przez dziennikarkę Małgorzatę Rigamonti odsłania kulisy pracy w urzędzie miasta, opowiada o współpracy z Hanną Gronkiewicz-Waltz, próbie wpływania na ratusz przez polityków Platformy Obywatelskiej. Nie stroni od personalnych ocen. O prezydent mówi wprost: „jest osobą dość łatwowierną i myślę, że szybko wyczuli to ludzie, którzy znaleźli się w jej bliskim otoczeniu. Ona im zaufała a oni to wykorzystali i wykorzystują do dziś...”. Jest też sporo o wiceprezydencie Warszawy Jarosławie Jóźwiaku, którego Wojciechowicz nazywa „protoplastą Misiewicza”. „Zaczynał od noszenia teczki a skończył na wiceprezydencie. Typowa kariera od kapciowego do wiceprezydenta. Kochający władzę...”.

Jacek Wojciechowicz

i

Autor: Marek Zieliński

Oto fragment książki:


(...) W pierwszej kadencji, mimo być może różnych prób manipulowania panią prezydent, nie udało się nikomu podważyć doskonałej współpracy zespołu wiceprezydentów. To był naprawdę dobry team. Andrzej Jakubiak, Włodek Paszyński i ja.

I co się stało?

W takiej dużej grupie zawsze znajdzie się ktoś, kto próbuje grać swoją grę, kto próbuje zdobywać coraz większe wpływy. Różnymi metodami. Służalczością, dyspozycyjnością, oddaniem. Tak się zdobywa zaufanie.

Wymarzony podwładny.

Takie ucho prezesa. Albo nie, lepiej, protoplasta Misiewicza.

Protoplasta Misiewicza?

Tak. Protoplastą Misiewicza był Jarosław Jóźwiak, człowiek w Ratuszu, który zaczynał od noszenia teczki, a skończył na wiceprezydencie.

A za kim nosił teczkę? Za panią prezydent?

Tak, bo trzeba wiedzieć, za kim nosić teczkę.

Skąd się wziął w Ratuszu?

To wychowanek „dobrej szkoły” posłanki Jolanty Fabisiak, bliskiej przyjaciółki Hanny Gronkiewicz-Waltz. Oczywiście Jóźwiak jest na wyższym poziomie niż Misiewicz, ale mechanizm dochodzenia do władzy, jaki zastosował, jest dokładnie ten sam. Facetowi, który nie ma kompetencji i doświadczenia, powierza się coraz więcej zadań. Staje się prawą ręką i zausznikiem oraz decyduje o tym, kto może, a kto nie może przyjść do pani prezydent. Rozumiem to, bo bardzo często jest tak, że ludzie władzy stają się w jakimś sensie osamotnieni w swoich decyzjach, w swoich rozterkach, wątpliwościach, czasem nawet depresjach. Wtedy łatwiej do takiej osoby przylgnąć, stać się jej powiernikiem, kimś niezbędnym… Wszyscy wiceprezydenci i osoby z bliskiego otoczenia byli bardzo zajęci, mieli swoje zadania, poza tym rodziny, dzieci, a Jarek Jóźwiak miał tylko panią prezydent i dbanie o jej sprawy. Dlatego w którymś momencie stał się kimś, kto zawsze przy niej był.

Przecież sam nie zajmował wysokiego stanowiska.

Potem już zajmował. Został wiceprezydentem. Typowa kariera od kapciowego do wiceprezydenta. Kochający władzę. Dochodziło do tego, że musiał być na każdej naradzie, na każdym spotkaniu, wszystko pierwszy wiedzieć, pierwszy donieść do pani prezydent. Upajający się własnym znaczeniem w taki – chyba najbardziej pasuje tu słowo dziecinny – dziecinny sposób. Do dzisiaj nie rozumiem, jak inteligentna osoba, jaką bez wątpienia jest pani prezydent, mogła tolerować w swoim otoczeniu kogoś tak – z jednej strony – narcystycznego, a z drugiej – infantylnego. (...)

Jacek Wojciechowicz - książka

i

Autor: Materiały prasowe Jacek Wojciechowicz - książka

Nie jest tajemnicą, że obaj panowie nie darzyli się sympatią podczas pracy w mieście. Jóźwiak rywalizował z Wojciechowiczem o wpływy. Ale to Wojciechowicz był do końca pierwszym zastępcą Hanny Gronkiewicz-Waltz. A obaj skończyli tak samo – zostali odwołani w związku z aferą reprywatyzacyjną. Z tą różnicą, że Jóźwiak (który nadzorował sprawy reprywatyzacji) podał się do dymisji, a Wojciechowicz (który z reprywatyzacją nie miał nic wspólnego) na dymisję się nie zgodził.

O kulisach tego odwołania Jacek Wojciechowicz opowiadał już obszernie w „SE”. Będzie też o tym w książce: „Hanka daje słuchawkę Naumanowi, on opowiada że tak trzeba, że dla dobra partii, że musimy ratować Hankę… Mówię, żeby wybili sobie z głowy dymisję, że mogą mnie odwołać choćby pięć razy… Rozmowa skończyła się moim krótkim spier...”.


Będzie też sporo anegdot np. o powstaniu najwyższego dziś wieżowca Warsaw Spire czy o organizacji Euro 2012 i szaleńczym rajdzie wiceprezydenta przez most.

„Kulisy warszawskiego ratusza” ukażą się 27 lipca.

„Pamiętam, jak w 2007 roku przyszli do ratusza panowie z zarządu Ghelamco. Zachowywali się nieśmiało, jakby się bali mówić o swoich planach. Na spotkaniu była pani prezydent i zastępca dyrektora Biura Architektury Tomasz Zemła. Panowie inwestorzy w końcu powiedzieli, że chcieliby postawić przy rondzie Daszyńskiego zespół budynków, z których najwyższy miałby 120 metrów. Zapadła lekko krępująca cisza. W końcu Hania spojrzała na mnie pytająco. A ja wypaliłem: „Nigdy w życiu. Jeśli chcecie budować w tym miejscu to musicie postawić około 200 metrowy wieżowiec”. Konsternacja. Nie wiedzieli czy żartuję, czy mówię serio. Wyjaśniłem, że wstrzelili się w mój plan budowy Nowego Centrum Warszawy na poprzemysłowej Woli. I po kilku latach stanął 186-metrowy Warsaw Spire. Potem jeszcze zbudowali kilka innych budynków”.


„W trakcie meczu Polska-Rosja siedzę na trybunach Narodowego. Telefon z centrum Zarządzania Strefą Kibica w PKiN, że strefa przewidziana na sto tysięcy ludzi jest już pełna, a Marszałkowską i Alejami Jerozolimskimi dochodzą kolejni kibice. A po meczu po zamkniętym moście Poniatowskiego napłynie jeszcze 50 tysięcy osób. Sytuacja stawała się dramatyczna. Mniej więcej 70 minuta meczu. Wybiegam ze stadionu, wsiadam do auta i jedziemy pod Pałac. Próbujemy, bo przecież most jest zamknięty. Zatrzymuje nas posterunek policji, ostatni przed wjazdem na Poniatowskiego. Mamy wszystkie przepustki, od UEFA, od miasta, od policji. Na funkcjonariuszach nie robi to jednak wrażenia. Mówią, że nie znają wiceprezydenta Warszawy bo są z Łodzi i wykonują swoje obowiązki a ich obowiązkiem jest nie wpuszczać żadnych samochodów na most. Upieram się, że muszę jechać. Oni, że będą zmuszeni użyć broni. Pomyślałem, że może jednak nie trafią, wsiadłem do samochodu i kazałem ruszać.

Strzelali?

Nie wiem, może im się broń zacięła ale przejechaliśmy szczęśliwie. Po sześciu minutach byłem w centrum dowodzenia. Udało się rozsunąć część wygrodzeń a kibiców z Narodowego skierować na Stare Miasto.”

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają