Marsz Niepodległości. On nigdy nie połączy warszawiaków. Kraj o Warszawie. Felieton

i

Autor: Sebastian Wielechowski / Super Express Marsz Niepodległości. On nigdy nie połączy warszawiaków. Kraj o Warszawie. Felieton

Felieton

Marsz Niepodległości. On nigdy nie połączy warszawiaków. Kraj o Warszawie. Felieton

2022-11-12 8:58

Dziś już wiadomo, jak przebiegał tegoroczny Marsz Niepodległości. Wiemy, co tłumowi narodowców wykrzyczał Robert Bąkiewicz o „silnym narodzie i wielkiej Polsce”. Wiemy, jak zachowywali się uczestnicy tej, w założeniu patriotycznej, manifestacji. I wiemy, jak komentują to przeciwnicy.

Ja ten felieton pisałam kilka dni temu, jeszcze przed obchodami Święta Niepodległości – bo wydanie weekendowe gazety musiało pójść wcześniej do drukarni. Potraktowałam więc tę okoliczność jako pretekst do przeprowadzenia pewnego eksperymentu. Sprowokowała mnie… dyskusja moich sąsiadów w windzie. Otóż spiesząc się do pracy, jechałam przez kilka pięter z sąsiadką i sąsiadem. Ona – zdeklarowana feministka, zaangażowana, wojująca. On – świeżo upieczony emeryt, były nauczyciel. „Idzie pani na Marsz Niepodległości?”, zapytał mnie, wiedząc, czym się zajmuję. Nim zdążyłam odpowiedzieć, nasza towarzyszka prychnęła mu w twarz: „A po co? Żeby kamieniem w głowę dostać?”. „Nie, żeby świętować radosne święto” – odpowiada niezrażony pedagog. „A dla kogo dziś ono jest radosne?!! Hipokryzja!” – oburzyła się sąsiadka. Dalszego ciągu tej wymiany zdań nie znam. Zjechaliśmy na parter i popędziłam do redakcji. Ale przewiduję, że ci państwo, niezależnie, jak długo wymieniali argumenty, rozeszli się nieprzekonani przez drugą stronę.

Marsz Niepodległości 2022 w Warszawie. Relacja z wydarzenia

Postanowiłam więc zaryzykować ocenę Marszu Niepodległości, jeszcze zanim się odbył. Dziś Czytelnicy wiedzą, na ile moje oczekiwania zbiegły się z rzeczywistością, a na ile rozminęłam się w przewidywaniach. Nie chcę tu wróżyć czy sprawdzać się jako wizjonerka, nic z tych rzeczy – nie aspiruję! Raczej pokazać, jak bardzo schematycznie myślimy i zachowujemy się i jak bardzo te schematy wpływają na nasze zachowanie. A ten marsz – niestety – od lat dzieli, a nie łączy. I nie połączy, bo  zwolennicy i przeciwnicy mają ugruntowane, nieprzemakalne wręcz opinie.

Organizatorzy przez lata zapracowali sobie na złą opinię. Wszak w 2020 r. leciały kawałki bruku pod Empikiem na Nowym Świecie, a demonstranci podpalili petardą balkon przy moście Poniatowskiego. Wszak to na tym marszu palono portret Donalda Tuska.

I co z tego, że rok temu było „najspokojniej od lat” – jak cieszył się rzecznik stołecznej policji, i pewnie tym razem znów tak będzie (było). Co z tego, że organizator zapowiedział w tym roku chorały gregoriańskie, występy zespołów artystycznych, śpiewanki patriotyczne... Co z tego, że w tym marszu idą pozytywnie nastawione całe rodziny z biało-czerwonymi flagami, gdy za nimi zawsze będzie grupa budzących niepokój zamaskowanych jegomości z nazistowskimi hasłami na transparentach.

Czy kiedykolwiek zobaczę na Marszu Niepodległości aktywistki ze Strajku Kobiet albo posła lewicy? Czy ten marsz – o którego organizację tak zacięcie co roku walczą Robert Bąkiewicz z Rafałem Trzaskowskim – ma szansę kiedykolwiek naprawdę połączyć warszawiaków z lewej i tych z prawej strony?

Moim zdaniem marne szanse, dopóki stowarzyszenie, a nie państwowa instytucja, będzie to wydarzenie organizować. Jesteśmy już tak podzieleni, że zamiast w Święto Niepodległości cieszyć się wolnością i przybliżać do jedności narodowej, oddalamy się od siebie wielkimi krokami. A politycy niestety tę odrębność i wrogość wręcz podsycają.

Przykre, że ten marsz staje się głównym punktem obchodów 11 listopada. Że przewidywania: pobiją się czy nie pobiją, dominują nad celebrowaniem pięknego święta. A tym, którzy chcieliby świętować w inny sposób niż podczas masowej demonstracji, daje się tak niewiele możliwości.

Napisz do autorki felietonu Izabeli Kraj: ikraj@grupazpr.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki