- Zaginął w piątek, dzwoniłam do niego cały następny dzień. Dopiero wieczorem skontaktowała się ze mną pani, której mąż znalazł telefon Mateusza - mówi zrozpaczona Michalina Kłodnicka (20 l.), żona. Na ten moment trop w postaci telefonu znalezionego nad Wisłą nie pomógł w odnalezieniu młodego mężczyzny. - Pojechałam na komisariat, powiedzieli, że nie mogą przyjąć sprawy bo nie upłynęły 72 godziny, zadzwonili tylko na izbę wytrzeźwień i powiedzieli abym pojeździła po szpitalach i że jeśli następnego dnia mąż nie zjawi się w pracy, to mam przyjść jeszcze raz - dodała Michalina Kłodnicka.
Pomimo wszelkich starań młoda matka musiała czekać aż 3 dni nim mogła zgłosić zaginięcie swojego męża. Gdy w poniedziałek Mateusz nie zjawił się w pracy, Michalina po raz kolejny poszła na komisariat, tym razem jej zgłoszenie zostało przyjęte.
- Właściwie nie pamiętam co działo się przez kolejny tydzień. Tego samego dnia pojechałam z córeczką do przyjaciółki. Umieściłam post na Facebooku, od razu zgłosiły się grupy, strony wsparcia, które bardzo chciały pomóc w poszukiwaniach – opowiada młoda matka. Grupa kilkunastu osób przeszukiwała krzaki oraz bagna przy Wiśle. Do tej pory nie przyniosło to żadnych rezultatów. Mateusza szuka też policja rzeczna, która użyła sonarów.
- Po prostu nie wiemy co się dzieje. Najgorsze jest to czekanie i brak żadnej informacji. Następnego dnia zadzwoniła do mnie policjantka prowadząca sprawę, umówiliśmy się na sprawdzenie mieszkania. Pojechałam ze znajomymi rozwieszać plakaty dotyczące poszukiwań. Reszta dni to jak z bicza strzelił, spędziłam je razem z kolegami i współpracownikami męża na szukaniu i rozwieszaniu plakatów – relacjonuje 20-latka.
Ojciec małej Marysi to 23 latek. Ma 176 cm. wzrostu, szczupłą sylwetkę oraz ciemne blond włosy. Mateusz w dniu zaginięcia prawdopodobnie był ubrany w czarne lub niebieskie jeansy. Bordową bluzę, czarną kurtkę jeansową podszytą białym kożuchem. Wszelkie informacje dotyczące Mateusza należy zgłosić bezpośrednio na policję.