Śmiertelne potrącenie w Warszawie. Nie żyje 14-letni Maksym
Mama 14-letniego Maksyma, chłopca śmiertelnie potrąconego na warszawskiej Woli, zabrała głos w programie "Uwaga!" TVN. Rodzina przyjechała z Ukrainy do Polski z nadzieją na zapewnienie dzieciom spokojnego życia, jednak to tutaj spotkała ich śmierć. Pani Swietłana zawsze marzyła o dwójce pociech. Doczekała się chłopca i dziewczynki. Z syna była szczególnie dumna.
- Maksym był bardzo miły i inteligentny. Wszystkim się zajmował, chwytał w lot: tenis stołowy, boks... Jeszcze w Ukrainie zdobywał medale. Komponował też muzykę. Od razu byłam pewna, że to się wydarzyło na przejściu dla pieszych. To było niemożliwe, żeby inaczej przechodził przez jezdnię. Był tego nauczony od małego - powiedziała dziennikarzom.
Czytaj dalej pod materiałem wideo.
Matka 14-latka prosi o sprawiedliwość. "Nie można tego tak zostawić"
Świat pani Swietłany wraz z informacją o śmierci syna runął w gruzach. Nie ma wątpliwości, że sprawca powinien zostać adekwatnie ukarany.
- Powinien ponieść sprawiedliwą karę, którą przewiduje polskie prawo. Nie można tego tak zostawić. Tu zginęło dziecko - podsumowała zrozpaczona matka.
Andrzej K. nie okazał skruchy?
Maksym zginął na przejściu dla pieszych w piątek 3 stycznia. Kierowca dostawczego busa uciekł z miejsca wypadku bez udzielenia chłopcu pomocy. Następnie Andrzej K. ukrył uszkodzony pojazd i poszedł pić z członkiem rodziny. Po odnalezieniu go śledczy musieli czekać, aż wytrzeźwieje. Przesłuchiwany tłumaczył, że "nie zauważył potrącenia człowieka". Na swoim koncie miał już inne wyroki, w tym sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.
Według mediów podczas posiedzenia aresztowego w sądzie podejrzany nie okazał skruchy: głowę trzymał nisko, unikał odpowiedzi na pytania dziennikarzy.