Mariusz B. został już raz skazany na dożywocie w 2014 roku. Jednak na początku roku sąd apelacyjny uchylił wyrok i proces musiał rozpocząć się na nowo. W pierwszym wyroku B. uznano za winnego porwania i zamordowania Zbigniewa D. (?40 l.) i Oli D. (?18 l.) - męża i córki swojej kochanki Małgorzaty D. - oraz jej nauczyciela tańca Henryka S. (?55 l.). Ostatnią ofiarą był ksiądz Piotr S. (?40 l.), który w przeszłości miał molestować mordercę. Najpierw morderca zeznał, że wszystkich udusił. Potem wycofał zeznania. Ciał nigdy nie odnaleziono.
W piątek przed sądem zeznawała Małgorzata D., kochanka mordercy. Kobieta, mimo że straciła córkę, nie zawahała się dać alibi dusicielowi. Uparcie twierdziła, że 11 kwietnia 2006 roku, wieczorem Mariusz B. był w domu. Tymczasem według ustaleń śledczych telefony - jego oraz Zbigniewa i Oli - logowały się w tym samym miejscu w okolicach Pułtuska. - Niektóre jej zeznania są korzystne dla oskarżonego, ale jednocześnie są sprzeczne z materiałem dowodowym. Sytuacja dziwna, bo występuje w roli kobiety, która straciła męża i córkę, i jednocześnie jako konkubina oskarżonego - mówi prokurator Przemysław Nowak. W pierwszym procesie Małgorzata D. tak namieszała w zeznaniach, że sąd skierował sprawę do prokuratury z powodu składania przez nią fałszywych zeznań. Małgorzata D. ma z oskarżonym 16-letnie dziecko. Ich miłość zaczęła się pod koniec lat 90. Wtedy Małgorzata D. dowiedziała się o skłonnościach homoseksualnych swojego męża. Zbigniew D. w kościele poznał swojego przyszłego zabójcę Mariusza B. We trójkę uprawiali namiętny seks. - Kochałam go, więc się zgodziłam. Później jeździliśmy na takie spotkania do kleryka pod Poznań. W naszym domu pojawiał się też Mariusz. Z mężem poznali się w kościelnym chórze - mówiła na przesłuchaniu Małgorzata D. Po jakimś czasie pełne perwersji miłosne trójkąty zbrzydziły Małgorzatę i związała się z mordercą.