Policja: znaleźliśmy zwłoki miesięcznego dziecka
Do tych straszliwych scen doszło w niedzielę, 4 września, około 1:00 w nocy przy al. Wilanowskiej w Wilanowie. O rozgrywającej się tragedii miał poinformować swoją babcię 9-letni Oliwierek, pisząc jej wiadomość, że „mama chce nas pozabijać”. Gdy służby dotarły na miejsce, było już za późno na ratunek dla miesięcznej dziewczynki. Jej zwłoki z wieloma ranami kłutymi leżały w łóżeczku, a w środku byli przerażeni i okaleczeni bracia. Z mieszkania uciekła 32-letnia matka dzieci, która mogła dopuścić się morderstwa niemowlęcia i próby zabicia synów. - Policja w jednym z mieszkań znalazła zwłoki miesięcznego dziecka. Dwoje starszych dzieci trafiło pod opiekę lekarzy. Prowadziliśmy intensywne poszukiwania 32-letniej matki m.in. z użyciem psów. Przed godziną 16:00 na terenie cmentarza w Babicach doszło do zatrzymania kobiety. Zatrzymanie przebiegło bardzo spokojnie. 32-latka trafiła do aresztu. 5 września będzie doprowadzona do prokuratury – powiedział rzecznik Komendy Stołecznej Policji, Sylwester Marczak.
Sąsiadka: usłyszałam przeraźliwe wycie karetki
Rozmawialiśmy z przerażoną sąsiadką rodziny, w której doszło do zbrodni. - W nocy usłyszałam przeraźliwe wycie karetki. Jeszcze niedawno widziałam tę rodzinę, jak szli z wózkiem: zadbana mama, tata i dwoje synów. Widać było, że ten wózek jest drogi, był taki piękny, różowy, z jakimiś kwiatkami na budce. Patrząc na nich pomyślałam sobie: jak fajnie, że urodziła im się córeczka. To nie była biedna rodzina, żyli na wysokim poziomie w dużym mieszkaniu. Dla mnie to jest straszna tragedia, nie mogę uwierzyć, że to się stało – powiedziała reporterom "Super Expressu".
- Starszy syn, 9-letni Oliwier, bawił się tutaj często na placu zabaw, grał w piłkę w koszulce z napisem „Messi” i zawsze myślałam sobie, jaki to ładny chłopak, że jak będzie miał 18 lat to dziewczyny na pewno będą się za nim uganiać. Czasem, gdy bawił się sam, koledzy go do siebie wołali. Jego młodszy, 3-letni braciszek, jeszcze do niedawna jeździł w wózku - dodaje sąsiadka.
Czy to była depresja poporodowa?
W rozmowie z nami sąsiadka zastanawiała się, co mogło być przyczyną tej ogromnej tragedii i dramatu.
- Widziałam ją z tym wózkiem tylko raz, ale dziecko miało dopiero miesiąc, to wiadomo, że kobieta musiała się zregenerować po ciąży. W życiu bym nie pomyślała, że coś takiego mogłoby się stać. Ciężko wrócić do rzeczywistości, jak takie rzeczy dzieją się pod nosem. Wydaje mi się, że to była depresja poporodowa. To jednak trzecie dziecko, pojawiają się nowe obowiązki, mama mogła nie wydobrzeć. My widzimy wózek i zadbaną kobietę, ale to jak ona się czuje, czy ona jest wyspana, szczęśliwa, czy sobie daje radę z tymi dziećmi - tego już nie wiemy. Wydaje się, że cały ból i złość tej kobiety przeszły na to najmłodsze dziecko - powiedziała nam sąsiadka.