Godz. 8.00. Wsiadamy do metra na stacji Młociny. Na Marymoncie nie ma już gdzie szpilki wetknąć. Pociąg, zamiast 25 sekund, stoi na stacji 1,5 minuty. Potem wlecze się niemiłosiernie do placu Wilsona, co chwilę przystając w tunelu. Dlaczego? Bo blokuje go poprzednia, równie zapchana kolejka. Gdy dojeżdżamy na pl. Wilsona, metro stoi aż 2,5 minuty! Tyle trzeba, by jedni pasażerowie zdołali wyjść, a drudzy siłą wepchnęli się do środka. Sytuacja powtarza się na każdej kolejnej stacji.
Po prawie godzinie udaje nam się dotrzeć do Kabat. Metro jechało kilkanaście minut dłużej niż powinno. Dlaczego tak jest? Bo pociągów jest za mało i jeżdżą za rzadko. Pasażerów zbiera się więc na peronach zbyt wielu, by kolejka mogła ich przewieźć.
- Codziennie metrem jeździ 530 tysięcy warszawiaków. Ich liczba rośnie z miesiąca na miesiąc - przyznaje Krzysztof Malawko (54 l.), rzecznik metra. - Pracujemy nad zwiększeniem częstotliwości kursowania pociągów - dodaje.
Przyczyną tłoku w kolejce jest też to, że bezmyślni urzędnicy z Zarządu Transportu Miejskiego zlikwidowali autobusy i tramwaje dowożące mieszkańców Bielan i Żoliborza do Śródmieścia. Wszystkie linie prowadzą teraz do coraz bardziej niewydolnego metra. Do kolejki musieli się więc przesiąść także ci, którym dotąd metro wcale nie pasowało.
Małgorzata Szleszyńska (21 l.), studentka:
- Metro musi jeździć szybciej i częściej! Na każdej stacji stoi po kilka minut, a potem wlecze się w żółwim tempie. Tłok jest okropny. Przez to nieraz spóźniłam się na zajęcia. Autobusem można przejechać szybciej niż metrem, a nie tak miało być!