Gdyby nie katastrofa smoleńska Władysław Stasiak w 2010 roku byłby kandydatem na prezydenta Warszawy. Czy wygrałby wtedy z Hanną Gronkiewicz-Waltz? Jaka byłaby Warszawa, gdyby wygrał? To dziś już tylko gdybanie. Byli podwładni Władysława Stasiaka z ratusza, Biura Bezpieczeństwa Narodowego czy kancelarii prezydenta, wspominają go w urodziny. Przypominamy również kilka historii związanych z tym nieprzeciętnym człowiekiem, jednym z najbliższych współpracowników Lecha Kaczyńskiego w warszawskim ratuszu i w Pałacu Prezydenckim. Jaki był Władysław Stasiak?
Mówiło się o nim "propaństwowiec", "ideowiec", ale chyba najbliższy jego charakterystyce był Lech Kaczyński, który mówił "uczciwy aż do bólu o nadzwyczajnych kompetencjach".
Panie prezydencie, pan też tutaj?
Władysław Stasiak był wiceprezydentem Warszawy odpowiedzialnym m.in. za sprawy bezpieczeństwa. Gdy razem z ówczesnym szefem Biura Bezpieczeństwa w ratuszu Lucjanem Bełzą przygotowywali plan oczyszczenia okolic Dworca Centralnego z bezdomnych, Stasiak się wahał. Wieczorami chodził po dworcu i rozmawiał z koczującymi tam bezdomnymi.
„Któregoś razu byłem świadkiem takiej oto komicznej sceny.” - opowiada nam jeden z ówczesnych współpracowników Stasiaka. - „Władek pochyla się nad jakimś bezdomnym i najwyraźniej zamierza o coś zapytać, gdy ten siedzący nagle podnosi głowę, oczy ma mało przytomne. Patrzy na prezydenta i z autentycznym zdziwieniem pyta: O! Panie prezydencie! Pan też tutaj?!”.
Lech Kaczyński: Ty będziesz zarządzał!
Gdy 2 kwietnia 2005 r. Władysław Stasiak wracał z żoną z mszy świętej u dominikanów, dowiedział się o śmierci Jana Pawła II. Zaszedł wtedy do ratusza. Mimo późnej pory było tam już kilka osób. - Ty będziesz kierował! - usłyszał od Lecha Kaczyńskiego. Usiadł więc, na kartce spisał, kto za co jest odpowiedzialny. I w 17 godzin zorganizował mszę na pl. Piłsudskiego dla 100 tys. warszawiaków.
Fascynacja Giulianim
Władysław Stasiak był zafascynowany burmistrzem Rudolphem Giulianim, który sprawił, że Nowy Jork stał się miastem dużo bardziej bezpiecznym. Jako wiceprezydent Warszawy chciał jego pomysły przenieść na grunt stolicy Polski. Ściągał do Warszawy ekspertów od Giulianiego. To on zapoczątkował w Warszawie coś, co nazwał mapą bezpieczeństwa miasta – naniesionymi na mapę zagrożeniami różnego typu: tu najwięcej kradzieży kieszonkowych, gdzie indziej kradzieże aut, tam najwięcej włamań, gdzie indziej napady rabunkowe. Dziś taka mapa dla stołecznych urzędników wydaje się oczywistością, ale pierwsza powstała za Władysława Stasiaka.
Wydziały obsługi mieszkańców
Dziś to również oczywistość. A Władysław Stasiak mówił: - Jedno okienko wystarczy do wszystkiego. Mieszkaniec nie musi błądzić po korytarzach urzędu i pukać od drzwi do drzwi, by załatwić swoją sprawę. Od tego są odpowiednie procedury. I zaczął realizować ideę Wydziałów Obsługi Mieszkańca. Chciał by powstały w każdej dzielnicy. Udało się sporo lat później.
Sienkiewicza i „Rejs” znał na pamięć
Cytatami z „Potopu: czy „Pana Wołodyjowskiego” sypał jak z rękawa. Smsy wysyłał czasem po łacinie, bywały i po hiszpańsku. Do dziennikarzy, których znał, zwracał się często „Waćpani”, „Waćpanie”. Na każdą niemal okoliczność miał też cytat z filmów Stanisława Barei. Rozbrajał tym zazwyczaj rozmówców, gdy robiło się zbyt poważnie, a nie miało tak być. Ale nie był po prostu dowcipnisiem, jego żarty były zawsze na miejscu i rozbrajały atmosferę. Oto na przykład o poważnym temacie tworzenia nowoczesnej armii mówił :„Tworzenie nowoczesnej armii idzie wolno jak budowa autostrad”.
Nosił walizki repatriantom
Przy całej swojej erudycji był niezwykle skromnym człowiekiem, która - jak wspomniają niektórzy - wręcz utrudniała wymianę informacji, bo właściwie od niego samego nie można się było w ogóle dowiedzieć o jego dokonaniach. Miał za to wielką łatwość chwalenia współpracowników i podkreślania tego, co dobrego zrobili. Charakterystyczne była za to bliskość, otwartość, brak dystansu. "Niezależnie od tego, czy był szefem Kancelarii, czy naszym kolegą w KSAP – była to dokładnie ta sama osoba. To on, już jako wiceprezydent Warszawy, witając na dworcu repatriantów, pomagał im nieść ciężkie walizki. Taki był też w pracy, w kontaktach bezpośrednich, i to w sposób zupełnie niewymuszony." - wspominają jego koledzy z KSAP.
Damy radę panowie, damy radę!
To był urzędnik od którego nigdy nikt nie usłyszał "Nie da się". Gdy pojawiał się problem, zawsze zaczynał kombinować, jak go rozwiązać. Jego najbliżsi współpracownicy wspominają, że spotkania robocze, na których omawiano skomplikowane sprawy, zwykł kończyć optymistycznym "Damy radę panowie, damy radę!". I o dziwo, zazwyczaj się udawało!
Nie lubił plotek. Nigdy o nikim nie mówił źle. Gdy kogoś nie szanował, po prostu o nim nie mówił w ogóle. Działał według powiedzenia: wielcy ludzie rozmawiają o ideach, średni o wydarzeniach, mali – o innych ludziach.
Czapka maciejówka...
Czapka maciejówka - jego ulubiona. Nosił ją zawsze. Gdy go chowano na Powązkach Wojskowych w kwaterze smoleńskiej leżała na trumnie Władysława Stasiaka. "Ta maciejówka wyraża wszystkie ideały, którym podporządkowałeś całe swoje życie. Mówiono tutaj dzisiaj, że byłeś jednym z najlepszych urzędników tego państwa. Byłeś najlepszym urzędnikiem tego państwa" - mówił o Stasiaku Andrzej Duda, wtedy jako minister w prezydenckiej kancelarii.
Jego ukochana Baśka
Tak jak Michał Wołodyjowski, Władysław Stasiak miał swoja ukochaną Basię.Tylko na „Małego Rycerza: średnio się nadawał. Miał 194 cm wzrostu! Barbara Stasiak tak mówiła kiedyś o jego oświadczynach w NIK:
„Pracowaliśmy w Najwyższej Izbie Kontroli i Władek przyszedł złożyć mi życzenia w moje imieniny. Nie znaliśmy się dobrze, byłam zaskoczona. Później się dowiedziałam, że pytał o mnie znajomych. To też było zabawne – zapytał przyjaciela, którego żona ze mną się przyjaźniła: „A czy ta Basia to jest jakoś związana?”. A on mu odpowiedział „Bo ja wiem? Politycznie nie”. No i mój przyszły mąż nie znalazł wtedy w sobie dość siły, żeby mu powiedzieć, że nie o taki rodzaj związania mu chodziło… Oświadczył mi się mniej więcej po dwóch tygodniach. Jak się zgodziłam za niego wyjść, to mnie podrzucił tak, że plasnęłam o sufit, bo Władek miał 194 cm wzrostu, a sufit był nisko. Bardzo się tym przejął, chyba bardziej niż ja. Po czym już uroczyście pojechał do mojego domu rodzinnego, gdzie poprosił o moją rękę, i wtedy już wszystko zostało załatwione jak należy.”.