Aleje Ujazdowskie, Mokotowska, Chopina, Żelazna, Zamenhofa - choćby przy tych ulicach zalegają hałdy śniegu. Odgarnięty z ulic i chodników biały puch został zepchnięty na pobocza.
Przez to warszawiacy mają bardzo utrudnioną drogę - nie mogą ani przejść, ani przejechać, ani tym bardziej zaparkować samochodu. A stołeczni urzędnicy ani myślą zabrać się za sprzątanie! Wolą oszczędzać. - Kilka lat temu wywiezienie śniegu kosztowało kilkanaśnie milionów złotych, a tydzień później przyszła odwilż - wyjaśnia Marcin Ochmański (29 l.), rzecznik prasowy Ratusza.
Patrz też: Co miesiąc puszcza milion z dymem
Warszawiacy są oburzeni postawą urzędników. - To po prostu skandal! - denerwuje się pan Jerzy Główka (56 l.), który mieszka przy zawalonej pryzmami zmarzniętego śniegu ulicy Niekłańskiej na Saskiej Kępie. - Przez urzędników nie ma jak przejść ani zaparkować auta, bo wszędzie leżą hałdy brudnego śniegu. Za co oni biorą pieniądze? - oburza się. A dlaczego nie można śniegu po prostu zrzucić do Wisły? - Bo byśmy ją zanieczyścili. A to byłoby niemoralne - mówi Ochmański.
Warszawiakom zostało jedynie czekać do wiosny, aż śnieżne pryzmy się roztopią. A wtedy cały brud przykryty śniegiem spłynie do kanalizacji i ją zapcha.