- Ja już mam dosyć tego wszystkiego... Nie mam zdrowia. Przeżyłam koszmar zafundowany przez właściciela kamienicy. A teraz muszę jeszcze ciągać się po sądach, bo ratusz odmawia mi tych pieniędzy. Chcę, żeby to wszystko się skończyło – mówi zrezygnowana i załamana Teresa Więckowska. Wczoraj w śródmiejskim sądzie rejonowym odbyła się pierwsza rozprawa dotycząca odszkodowania przyznanego przez komisję weryfikacyjną pod wodzą Patryka Jakiego. Pani Teresa jest jedną z blisko 100 osób, którym komisja już te rekompensaty przyznała. Ale nikt pieniędzy nie zobaczył. Bo urząd miasta mnoży wątpliwości prawne. I czeka właśnie na decyzje sądu.
Teresa Więckowska przeżyła ciężkie chwile po tym, jak kamienica przy Marszałkowskiej 43 trafiła w ręce rzekomych spadkobierców. Nie wiedziała, czy nie wyląduje na bruku, jak inni lokatorzy. Czynsz wzrósł o 120 proc.
- To była forma czyszczenia kamienicy. Oni chcieli, żebyśmy się wszyscy wyprowadzili – opowiada. Żeby uniknąć eksmisji musiała liczyć na wsparcie rodziny. - Razem z siostrą pomagałyśmy mamie płacić, bo ze swojej emerytury nie dałaby rady – dodaje córka pani Teresy, Marta. Te 14 tys. zł to grosze w porównaniu z nerwami i niepewnością, w jakiej żyły przez lata.
Odpowiedzialny za sprawy reprywatyzacji wiceprezydent Paweł Rabiej przekonuje, że chciałby móc przekazać te pieniądze pani Teresie i innym poszkodowanym lokatorom. - Chcemy to zrobić. Uważamy, że lokatorzy powinni otrzymać rekompensaty. Ale nie wypłacamy ich ze względu na wady prawne decyzji komisji weryfikacyjnej. Poczekajmy na orzeczenie sądu – mówi wiceprezydent. Wczorajsza rozprawa rozstrzygnięcia nie przyniosła. W kwietniu zaplanowano kolejny termin.