Mija 10 lat od zaginięcia Moniki T. Podejrzany o zabójstwo Zbigniew H. nie doczekał procesu
Pasją młodej Moniki był taniec na rurze. Piękna 28-latka uwodziła swoich klientów zmysłowymi ruchami. W piątek, 9 stycznia, późnym wieczorem kręciła się na warszawskim Pigalaku pod hotelem Marriott. To miejsce było znane z oferujących swoje usługi prostytutek. Ok. godz. 23 rozmawiała jeszcze z narzeczonym przez telefon. – Słyszałem, że ktoś zaprasza ją do samochodu i wtedy Monika przerwała rozmowę – mówił Albert H.
Od tamtej pory telefon Moniki milczał. W ciągu następnych kilku dni na policję zgłosiły się prostytutki, które widziały, jak dziewczyna wsiada do auta klienta i odjeżdża z nim. Funkcjonariusze z Wydziału do spraw Terroru Kryminalnego i Zabójstw byli pewni, że osoba, która zwabiła dziewczynę do auta, była ostatnią, która widziała ją żywą.
Pod koniec marca 2015 r. właściciel działki na Kępie Tarchomińskiej przechadzał się po okolicy. W pewnym momencie jego oczom ukazał się makabryczny widok. Zobaczył porozrzucane w zaroślach ludzkie kości. Zaalarmowana policja przyjechała, żeby zabezpieczyć ślady. Zwłoki były w fatalnym stanie. Szczątki wykopały i rozwlekły po okolicy dzikie zwierzęta.
Kryminalni znaleźli na miejscu sztuczne paznokcie i aparat ortodontyczny. M.in. dzięki nim udało się ustalić, że to zaginiona na początku roku tancerka. Dodatkowo zlecono badania DNA. Te ostatecznie rozwiały wątpliwości. – Otrzymaliśmy opinię z Zakładu Medycyny Sądowej, która potwierdza, że znalezione pod koniec marca ludzkie szczątki należą do poszukiwanej Moniki – mówił Krzysztof Ćwirta, ówczesny szef Prokuratury Warszawa-Śródmieście.
Sprawa od razu zmieniła charakter na kryminalny. Zaczęto snuć spekulacje, kto odpowiada za śmierć młodej kobiety. Jednym z badanych wątków, były gangsterskie porachunki. Mówiono, że Monika chciała zerwać związki z półświatkiem. Inną wersją, było morderstwo dokonane przez klienta. – Monika obracała się w szemranym towarzystwie, pracowała na ulicy. Mógł ją zamordować niezrównoważony klient. Mówi się też, że chciała rzucić pracę na ulicy, a w mafijnych kręgach karą za nielojalność bywa brutalne pobicie, a nawet śmierć – mówił „Super Expressowi” jeden z kryminalnych badających sprawę.
Śledztwo trwało ponad rok. W końcu udało się zebrać materiał dowodowy. Policjanci kryminalni i prokuratura nie mieli wątpliwości. Uznali, że tancerkę zamordował Zbigniew H. Na jednym z dowodów zabezpieczono jego kod DNA.
Polecany artykuł:
W chwili, gdy miał usłyszeć zarzuty, przebywał we Francji. Mężczyzna był już wielokrotnie karany przez tamtejszy wymiar sprawiedliwości. Skazano go m.in. za napad z bronią w ręku i włamanie do 78-letniej emerytki. Dwukrotnie go deportowano i miał zakaz powrotu do tego kraju. Okazało się, że kilka tygodni po zniknięciu Moniki wyjechał z Polski. Chciał dostać się do swojej rodziny w angielskim Southampton. Udało mu się ominąć kontrole graniczne i zatrzymał się w mieście Calais w północnej Francji. Tam dokonał przerażającej zbrodni. Polak uprowadził na oczach świadków 9-letnią Chloe spod jej domu. Dziewczynka bawiła się akurat z rówieśnikami. Sprawca wciągnął ją do czerwonego samochodu. Mimo policyjnej obławy stało się najgorsze. Mężczyzna wywiózł dziecko do lasu, zgwałcił i zamordował. Zwłoki Chloe odnalezione 3 km od miejsca porwania nosiły ślady duszenia. Polak wpadł kilka godzin później. W chwili zatrzymania był pijany. W prokuraturze od razu do wszystkiego się przyznał. Trafił do aresztu, gdzie oczekiwał na zakończenie śledztwa.
Mężczyźnie za tę obrzydliwą zbrodnię groziło we Francji dożywocie. Taka sam wyrok mógł usłyszeć w Polsce. Śledczy nie zdążyli jednak postawić mu zarzutów związanych z zabójstwem Moniki T. W maju 2017 r. francuska gazeta "La Voix du Nord" podała informację o jego śmierci. Zbigniew H. powiesił się w celi więzienia w Sequedin. Mężczyzna nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie.