Tragedia na Trasie Łazienkowskiej i kolejne doniesienia
W nocy z soboty na niedzielę (z 14 na 15 września) na Trasie Łazienkowskiej rozpędzony volkswagen (najprawdopodobniej ścigający się z innym autem), uderzył w tył forda, którym jechała czteroosobowa rodzina. Po zderzeniu na miejscu zginął 37-letni Rafał z Grochowa, a jego żona i dwoje dzieci trafili do szpitala. W volkswagenie jechało czterech mężczyzn i kobieta - Paulina. Za kółkiem – według ustaleń policji – siedział wtedy Łukasz Ż. Niemal każdy dzień od momentu wypadku przynosi kolejne doniesienia medialne na ten temat. Co już wiemy o uczestnikach tego dramatu i jego sprawcach?
Ciotka Pauliny: Łukasz Ż. udawał przed nami kogoś innego
Pochodząca z Warszawy Paulina K. (20 l.) od 10 lat mieszkała ze swoją mamą w Szwecji. Jej marzeniem było zostanie dentystką. - Bystra, inteligentna, pełna ambicji dziewczyna – tak mówią o niej bliscy. Miesiąc temu, gdy przyjechała do Warszawy, poznała Łukasza Ż. (26 l.). - Zakochała się. Przystojny, szarmancki, robił wrażenie nie tylko na Paulinie, ale i na nas. Dobrze zagrał – przyznawała „Super Expressowi” ciotka Pauliny. Nikt z rodziny nie przypuszczał wtedy, że 26-latek ma drugie, mroczne oblicze zwykłego kryminalisty. Choć przyznał im, że policja zabrała mu prawo jazdy, nie wspomniał, że ma pięciokrotny sądowy zakaz prowadzenia aut, a poza tym wyroki za narkotyki, oszustwa i kradzieże.
Pirat drogowy i niespełniony raper z Bielan
Łukasz znany jest na osiedlu przy Broniewskiego, na którym się wychowywał. Jego dziadek miał być na Bielanach dozorcą. Matka zmarła kilka lat temu, a chłopaka wychowywała ciocia - opisywała „Gazeta Stołeczna”. Z kont Łukasza w serwisach społecznościowych wyłania się obraz „blokersa” w sportowych ciuchach, niestroniącego od imprez, niespełnionego rapera. W Internecie można znaleźć jego klip z czasów pandemii, gdzie rapuje: „Trzy koła lekką ręką, tyle w sobotę pękło. Mam w głowie terror i w życiu error [...]. J***ć covid i korony, sześćdziesiątki, farmazony. Ty masz honor poplamiony, ja potencjał nieskończony". Nagranie okraszone jest bluzgami i zdjęciem Łukasza z zakrwawioną twarzą. To było kilka lat temu.
Matka Pauliny: zadzwonił do mnie po wypadku i powiedział, że ucieka z Polski
14 września Paulina i Łukasz w towarzystwie znajomych wychodzą zabawić się do centrum Warszawy. Imprezują przy placu Konstytucji. Są z nimi Mikołaj N., Damian J. i Maciej O. Wszyscy trzej piją alkohol. Potem wsiadają do dwóch samochodów i wyruszają na Pragę, żeby potańczyć. Nie dojeżdżają. Na Trasie Łazienkowskiej biały volkswagen z wielką siłą uderza w tył jadącego przed nim forda, w którym wraca do domu czteroosobowa rodzina z Grochowa. Ginie 37-letni Rafał. Jego żona Ewelina i dwoje dzieci trafiają do szpitala. Z auta wypada (albo zostaje wyrzucona) Paulina. Siedziała obok kierowcy. To ona ucierpiała najbardziej spośród pasażerów volkswagena. Ale trzech kumpli Łukasza nie udziela jej pomocy, wręcz odganiają ludzi od leżącej na ulicy dziewczyny. - Jeden z nich dzwonił do mnie zaraz po wypadku. Twierdził, że Paulina nie żyje – mówiła nam Karolina K., matka ofiary. Nieco później dzwonił też Łukasz. - Powiedział „zabiłem człowieka, uciekam z Polski” – słyszymy od pani Karoliny. Gdy policja przyjechała na miejsce tragedii, Łukasza Ż. już tam nie było. Zaraz po zdarzeniu wsiadł do auta znajomego i odjechał.
Pierwsze informacje prokuratury o kulisach wypadku
- To była próba matactwa na niespotykaną skalę – mówił prokurator Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. A kilka dni później przekonywał, że jest wiele dowodów winy mężczyzn z volkswagena, m.in. na to, że byli pijani. - Dysponujemy bardzo dokładnymi nagraniami z lokalu gastronomicznego, gdzie jest wszystko doskonale zarejestrowane. Wiemy, kto wypił ile kieliszków wódki, jakiej marki była ta wódka, jakiej pojemności były te kieliszki – informował prok. Skiba.
Zostawił ranną dziewczynę, bo chciał uniknąć więzienia
Jak ustalili śledczy, Łukasz po wypadku kontaktował się też z innymi osobami, każdemu podawał inny kraj ucieczki (Hiszpania albo Austria), mylił tropy. Było jasne, że bardziej niż na życiu ukochanej, zależy mu na uniknięciu więzienia. Paulina trafia do szpitala. Ma wybite wszystkie zęby, połamane kości policzkowe i czaszkę, zerwany rdzeń kręgowy. Jej bliscy w rozpaczy czuwają przy szpitalnym łóżku, a Łukasz jak tchórz ucieka ostatecznie do Niemiec. - Ani on, ani jego trzech kolegów, nie mieli zamiaru pomóc Paulinie. Chcieli, żeby moje dziecko skonało. Nie rozumiem, co oni wszyscy mieli w głowach! Gdy Łukasz do mnie zadzwonił po wypadku, powiedziałam mu: „Ja rozmawiam z tobą ostatni raz. Mam numer do pana policjanta, chcę ci go przekazać, zgłoś się sam, bo i tak cię znajdą”. Powiedział: „nie zgłoszę się” i się wyłączył – relacjonuje Karolina K.
Łukasz Ż. oczekuje na ekstradycję do Polski w niemieckim areszcie
Za 26-latkiem szybko zostaje wydany list gończy, a niedługo później także Europejski Nakaz Aresztowania. Mężczyzna z adwokatem zgłasza się na policję, 19 września trafia na badania do szpitalu w Lubece. W niemieckim areszcie oczekuje na ekstradycję do Polski. Nie zgodził się, by procedura miała uproszczony przebieg. A to zdecydowanie wydłuża proces jego przekazania polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Ekstradycja może potrwać nawet dwa miesiące, choć prokurator Piotr Skiba szacuje, że Łukasz Ż. trafi do Polski w ciągu 20 dni. W związku z wypadkiem na Trasie Łazienkowskiej, zatrzymanych jest teraz pięć osób: trzech mężczyzn, którzy jechali z Łukaszem volkswagenem i dwóch, którzy mieli pomagać mu w ucieczce z trasy, a potem z kraju.
GALERIA: Głos w sprawie zabrała rodzina rannej Pauliny. Dziewczyna walczy o życie po wypadku na Trasie Łazienkowskiej