Krwawe morderstwo na Woli. Monika P. zadźgała męża Janusza
Szokująca sprawa rozegrała się na wolskim blokowisku. Monika i Janusz byli wieloletnim małżeństwem. Urodziły im się dwie córeczki. Przez lata razem wychowywali swoje pociechy, jednak w pewnym momencie w ich małżeństwie zaczęło zgrzytać. Zaczęli się kłócić, a wszystko przybrało na sile w 2019 roku. Sąsiedzi po zbrodni zeznali, że słyszeli od kilkunastu miesięcy ciągłe kłótnie. Powodem miały być problemy finansowe rodziny. Janusz wkrótce odkrył, że Monika ma romans. Awantury były tak straszliwe, że ich nastoletnie córki wielokrotnie prosiły o interwencje w związku z zachowaniem ich rodziców.
Jeszcze rok przed tragedią w mieszkaniu P. doszło do dramatycznych scen. Monika i Janusz pokłócili się w kuchni. Kobieta przygotowywała akurat kanapki. W dłoni miała długi nóż. Z jej relacji wynikało, że mocno i nerwowo gestykulowała, a mąż próbował jej wyrwać nóż i złapał dłonią za jego ostrze. Dotkliwie rozciął sobie rękę. Interweniowała policja, przyjechało też pogotowie. Janusz P. nie złożył jednak zeznań, które obciążałyby jego żonę i sprawa rozeszła się po kościach.
Para przez ponad rok coraz bardziej nie mogła ze sobą wytrzymać. W tym czasie Janusz dowiedział się, ze Monika go zdradza. W listopadzie ich konflikt się zaostrzył. Feralnego dnia w poniedziałek 30 listopada Monika wróciła do domu nad ranem. Cały weekend spędziła u nowego partnera. Nie mogła się dostać, bo jej mąż w tym czasie zmienił zamki. Zaczęła dobijać się do drzwi. W końcu Janusz wpuścił ją do środka. Przez dwie godziny między małżonkami trwała ostra awantura. Ich córek nie było w tym czasie w domu. W końcu Monika P. zasnęła, a jej mąż Janusz wyszedł z domu i zamknął ją na klucz. Po przebudzeniu zorientowała się, że nie ma jak wyjść z domu. Wtedy wpadła w szał. Zadzwoniła do męża grożąc mu, że odkręci gaz i wysadzi mieszkanie w powietrze. Przerażony Janusz zadzwonił do sąsiada i poprosił go, żeby zamknął dopływ gazu na klatce schodowej.
Janusz wrócił do mieszkania wczesnym popołudniem. Gdy tylko wrócił znów zaczęli się ostro kłócić. Kazał Monice spakować się i wynieść z domu. Monika zeznała później, że około 15 dostała SMS od córki. Zazdrosny o żonę Janusz podejrzewał, że może to być wiadomość od kochanka. Wyrwał jej telefon z ręki i cisnął nim o ziemię. Kobieta rzuciła się na niego. Odepchnął ją tak mocno, że upadła. Wtedy chwyciła za nóż leżący na ławie w salonie. Co stało się później?
Morderstwo na Woli. Dramatyczne sceny w bloku
Monika P. początkowo zeznała śledczym, że Janusz podczas kłótni sam chwycił za nóż. Krzycząc, że "skoro on nie może jej mieć, to żaden inny mężczyzna nie będzie jej miał” miał wbić go sobie w serce. Potem zmieniła zeznania. Przyznała, że to ona złapała za nóż. Próbowała bronić się, że chciała tylko nastraszyć męża, ale ten stracił równowagę i nadział się na ostrze. Po ugodzeniu nożem Janusz P. wyszedł z ostatkiem sił z mieszkania i upadł. Na nagraniach z monitoringu widać było, jak Monika kilak razy podchodzi do niego i wraca do mieszkania. Przyniosła koc, którym próbowała zatamować krwotok. W tym czasie jej sąsiadka zadzwoniła na pogotowie. Gdy ratownicy przybył na miejsce jedna z kobiet krzyczała „Janek, nie umieraj!”.
Ratownicy rozpoczęli dramatyczną walkę o życie ranionego nożem 43-latka. Niestety, obrażenia były zbyt rozległe. Mimo reanimacji Janusz zmarł na miejscu. Sekcja wykazała, że ostrze przebiło mu serce i część lewego płuca. Natychmiast po zdarzeniu Monika P. został zatrzymana przez policję i trafiła do aresztu. Wkrótce usłyszała zarzuty uszkodzenia ciała oraz zabójstwa. Prokurator chciał dla Moniki P. kary dożywocia. Jej sprawa toczyła się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Do końca 2021 roku. 9 grudnia sąd wiedział już wszystko i skazał Monikę P. na łączną karę 12 lat pozbawienia wolności zaliczając na poczet kary roczny pobyt w areszcie. Mężobójczyni opuści więc więzienie w 2033 r.