Robert Ł. do szpitala psychiatrycznego przy Nowowiejskiej trafił po tym, jak blisko 2 lata temu w wypadku częściowo stracił pamięć.
- Był cichutki, prawie się nie odzywał. Odwiedzaliśmy go z rodzeństwem, żoną i dziećmi, przywoziliśmy domowe przysmaki, żeby czuł, że go kochamy - opowiada matka.
Ta troska nie spodobała się Pawłowi J. (37 l.), z którym Robert dzielił szpitalny pokój. Cierpiący na schizofrenię mężczyzna wściekał się, że o niego nikt nie dba. Pewnego dnia nienawiść wzięła górę.
- W nocy 30 kwietnia Paweł J. udusił podartym prześcieradłem Roberta Ł. Zeznał, że zamordował kolegę, bo ten go denerwował - mówi Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
37-latek usłyszał zarzut zabójstwa i na trzy miesiące trafił na oddział psychiatryczny aresztu przy Rakowieckiej. Rodzina ofiary winą obarcza szpital.
- Kto zamknął tego psychopatę w jednej sali z moim synkiem? Gdzie byli lekarze, gdy Robert umierał? - pyta zrozpaczona pani Krystyna. Sytuacja szokuje, tym bardziej że pielęgniarki miały wgląd na salę przez specjalne okno.
Zobacz: Zwyrodniała matka zagłodzonej Madzi w prokuraturze! ZOBACZ wideo
- Gdyby cokolwiek zauważyły albo usłyszały choć krzyk, na pewno by zareagowały - zapewnia Andrzej Mazur, dyrektor placówki przy Nowowiejskiej.
- To jest szpital psychiatryczny, zachowania naszych pacjentów są często trudne do przewidzenia - dodaje. Prokuratura jest innego zdania.
- Jeśli podczas śledztwa dojdziemy do wniosku, że doszło do zaniedbania ze strony personelu, wówczas skierujemy zarzuty również przeciwko szpitalowi - dodaje prok. Nowak.