Morderstwo w psychiatryku.

2014-05-09 4:00

Gdy Krystyna Ł. (75 l.) żegnała się w Wielkanoc z przebywającym na oddziale psychiatrycznym synem Robertem (†45 l.), zapytał, czy go jeszcze odwiedzi. Niestety, żywego go już nie zobaczyła. Zamordował go kolega z sali, którego denerwowały ciągłe odwiedziny kochającej rodziny. Personel nie zareagował.

Robert Ł. do szpitala psychiatrycznego przy Nowowiejskiej trafił po tym, jak blisko 2 lata temu w wypadku częściowo stracił pamięć.

- Był cichutki, prawie się nie odzywał. Odwiedzaliśmy go z rodzeństwem, żoną i dziećmi, przywoziliśmy domowe przysmaki, żeby czuł, że go kochamy - opowiada matka.

Ta troska nie spodobała się Pawłowi J. (37 l.), z którym Robert dzielił szpitalny pokój. Cierpiący na schizofrenię mężczyzna wściekał się, że o niego nikt nie dba. Pewnego dnia nienawiść wzięła górę.

- W nocy 30 kwietnia Paweł J. udusił podartym prześcieradłem Roberta Ł. Zeznał, że zamordował kolegę, bo ten go denerwował - mówi Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

37-latek usłyszał zarzut zabójstwa i na trzy miesiące trafił na oddział psychiatryczny aresztu przy Rakowieckiej. Rodzina ofiary winą obarcza szpital.

- Kto zamknął tego psychopatę w jednej sali z moim synkiem? Gdzie byli lekarze, gdy Robert umierał? - pyta zrozpaczona pani Krystyna. Sytuacja szokuje, tym bardziej że pielęgniarki miały wgląd na salę przez specjalne okno.

Zobacz: Zwyrodniała matka zagłodzonej Madzi w prokuraturze! ZOBACZ wideo

- Gdyby cokolwiek zauważyły albo usłyszały choć krzyk, na pewno by zareagowały - zapewnia Andrzej Mazur, dyrektor placówki przy Nowowiejskiej.

- To jest szpital psychiatryczny, zachowania naszych pacjentów są często trudne do przewidzenia - dodaje. Prokuratura jest innego zdania.

- Jeśli podczas śledztwa dojdziemy do wniosku, że doszło do zaniedbania ze strony personelu, wówczas skierujemy zarzuty również przeciwko szpitalowi - dodaje prok. Nowak.

Wiadomości Se.pl na Facebooku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają