Niezwykła historia miała miejsce we wtorek, 15 marca, w linii tramwajowej nr 10. Do tramwaju przy Dworcu Centralnym wsiadła o godz. 6:30 kobieta z małym chłopcem i zaczęła szlochać. Zaniepokojona motornicza zatrzymała tramwaj na przystanku Nowowiejska i podeszła do kobiety. - Dała jej kanapki i butelkę wody, dziecko od razu wyciągnęło po nie rączki, kobieta zaczęła płakać i coś tłumaczyć, motornicza zapytała czy rozumie angielski – napisała pasażerka, która widziała całą sytuację.
Okazało się, że oboje uciekają z Ukrainy, za ostatnie pieniądze kupili bilet i przez kilkanaście godzin nic nie jedli. - Kobieta pokazała jakąś kartkę, a Pani motornicza powiedziała, że wyjdzie i powie gdzie mają wysiąść. Na Dworkowej wyszła do nich i pokazała w którą stronę mają iść, dała również kobiecie pieniądze, mówiąc, że nie ma niestety więcej przy sobie - relacjonowała pasażerka.
Polecany artykuł:
"Cieszę, że żyję w takim mieście"
Pasażerka, która opisała całe zajście zakończyła swój list do Tramwajów Warszawskich wzruszającymi słowami. - „Ogromnie się cieszę, że żyję w takim mieście, gdzie oflagowanie pojazdów komunikacji to nie tylko pusty gest, że są ludzie, którzy się interesują, a bezinteresowna pomoc sieje dobro” – podsumowała pasażerka. Tramwaje poinformowały, że empatyczną motorniczą jest Iwona Hryciuk z zajezdni Wola.
"Nie zrobiłam nic szczególnego"
Pod postem Tramwajów Warszawskich pojawił się komentarz Iwony Hryciuk. - Dziękuję za wszystkie miłe słowa, chociaż dalej uważam, że nie zrobiłam nic szczególnego - napisała skromnie pracowniczka.