Przeklęte miejsce

Mroczne tajemnice willi Chimera w Milanówku. Małżeństwo zniknęło. Ciał nie odnaleziono. Piotr B. usłyszał wyrok 15 lat więzienia

2024-07-06 5:28

Stara podwarszawska willa i konflikt między współlokatorami, który zakończył się podwójną zbrodnią. Małżeństwo Drzewińskich chciało eksmitować Piotra B. Wtedy zniknęli bez śladu – najpierw ona, później on. Ich ciał nigdy nie odnaleziono.

Chciał przejąć willę po trupach właścicieli. Ich ciał nigdy nie znaleźli. Piotr B. dostał 15 lat więzienia

Historia, która może przyprawiać o dreszcze wydarzyła się w podwarszawskim Milanówku. Willa Chimera jest uznawana za okolicznych mieszkańców za miejsce przeklęte. Jej właściciele zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Wszyscy, łącznie z ich synami, uznają, że państwo Drzewińscy zostali zamordowani. Na ławie oskarżonych zasiadł ich współlokator Piotr B. Usłyszał wyrok 15 lat więzienia, ale zabójstw nigdy mu nie udowodniono.

Drzewińscy otrzymali pod koniec lat 80. działkę i jednopiętrowy dom w spadku po wuju z USA. Budynek nie ma nic wspólnego z pięknymi willami Saskiej Kępy czy Żoliborza. Ceglany klocek bez żadnych ozdób, balkonów, czy nawet tynku. Ale działka, na której stoi warta była dużo pieniędzy.

W roku 1980 gmina przyznała parter budynku Piotrowi B. Po przejęciu willi przez Drzewińskich nie miał zamiaru się z niego wynosić. Małżeństwo zamieszkało na piętrze. I starało się pozbyć niechcianego lokatora, ale to jedynie zaostrzyło jego gniew. Konflikt narastał.

Piotr B. robił co mógł, żeby zastraszyć i wykurzyć mieszkających na pierwszym piętrze. Posesję traktował jak własną, chociaż za komuny dostał jedynie kwaterunek. Postawił nielegalnie garaż i wyciął drzewa.

Właściciele budynku wpadli więc na pomysł. Postanowili sprzedać dom. Wtedy Piotr B. wpadł w furię, bo liczył na przejęcie budynku przez zasiedzenie. Zaczęły dziać się niepokojące rzeczy. Zakręcanie wody i awantury były jedynie początkiem wojny, jaką B. wypowiedział małżeństwu. O sprawie pisał szerzej dziennikarz śledczy Janusz Szostak w swojej książce „Widziadła”. - Znałam dobrze panią Elę, gdyż śpiewałyśmy razem w chórze kościelnym. To była bardzo sympatyczna, religijna i spokojna kobieta. Zajmowała się wychowywaniem synów i prowadzeniem domu. Oprócz chóru udzielała się w Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Jej mąż był emerytem, ale działał jeszcze jako sekretarz Zrzeszenia Właścicieli Nieruchomości. Różne były o nim opinie. Słyszałam, że w domu był despotą. Ale pani Ela nigdy się na niego nie skarżyła - twierdzi znajoma zaginionej kobiety, cytowana przez Janusza Szostaka.

8 października 2006 r. 59-letnia Ewa Drzewińska wyszła rano z domu. Jak co niedzielę poszła na próbę chóru do pobliskiego kościoła św. Jadwigi Śląskiej. Na miejsce jednak nigdy nie dotarła. Kobieta zniknęła bez śladu.

Jej mąż Wiesław uważał, że za zniknięciem stoi sublokator z piekła rodem. - O ile Drzewińscy mieli opinię spokojnych, poukładanych ludzi, to ich lokator budził w wielu mieszkańcach strach - pisał Janusz Szostak.

Po zaginięciu policja dokładnie przeszukała piwnicę i parter zajmowane przez Piotra B. Śledczy niczego nie znaleźli. O sprawie pisała też dziennikarka magazynu „Reporter” Aneta Dzich. W sprawę zaangażowano jasnowidza. - Sprawy nie może też rozwikłać jasnowidz Krzysztof Jackowski. Kiedy przybywa do mieszkania Drzewińskich, mówi, że w tym domu coś się stało i mieszkańcy dobrze o tym wiedzą. Nie umie podać konkretów, tylko wskazuje na drabinkę prowadzącą na strych, a potem na tereny działek położonych niedaleko Nadarzyna. Policjanci szukają we wskazanym miejscu, ale nic nie znajdują - opowiada dziennikarka.

Kilka dni po zaginięciu żony Wiesław Drzewiński miał odkryć przerażającą rzecz. - Po zaginięciu mamy ojciec znalazł w książce telefonicznej karteczkę, na której było napisane, że jeśli zaginie, to winny jest lokator Piotr B. Policja sprawdziła kartkę i okazało się, że jest autentyczna - opowiadał cytowany przez dziennikarzy „Interwencji” Wiktor Drzewiński, syn zaginionych. - Moi rodzice nie chcieli, żeby on tu mieszkał, bo, jak mówili, nie chcieli mieszkać z bandytą - dodawał drugi syn Drzewińskich, pan Piotr.

Po śmierci żony Wiesław żył z dyszącym z nienawiści Piotrem B. tuż obok. Ale rok po zniknięciu małżonki rozpłynął się w powietrzu tak samo jak ona. - Jak wróciłem, to ojca nie było. W domu wszystko było pozamykane. Miał wyłączoną komórkę – relacjonował później syn.

Znów od początku głównym podejrzanym był Piotr B. Ale brakowało dowodów. W 2011 r. policja przeprowadziła prowokację. Szatańskiego lokatora udało się złapać za rękę. Podstawionym policjantom próbował zlecić za 10 tys. euro porwanie i zabójstwo synów Elżbiety i Wiesława, by ostatni spadkobiercy zniknęli.

Za to można mu było postawić zarzuty. Proces rozpoczął się w pierwszej połowie 2013 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Prokuratura oskarżyła go między innymi o podżeganie do zabójstwa małżeństwa w latach 2005–2006 oraz o podżeganie w 2011 roku do zabójstwa lub porwania ich synów. Po długim procesie pod koniec 2014 r. zapadł wyrok. Piotr B. został skazany na 15 lat więzienia za podżeganie do zabójstwa Elżbiety i Wiesława i ich synów oraz nielegalne posiadanie broni. Wyjdzie z więzienia za 5 lat.

Od tamtych wydarzeń willa popadła w ruinę. Mieszkańcy pamiętający mroczną historię, omijają budynek szerokim. - To przeklęte miejsce - mówią nam miejscowi. Cztery lata temu willa spłonęła. Ktoś ją podpalił. Ale… - Willa jest własnością prywatną, ale nie ma osób pokrzywdzonych, które zgłosiłyby podpalenie. Policja nie będzie więc prowadzić w tej sprawie czynności dochodzeniowo-śledczych - poinformowała media w 2020 r. ówczesna oficer prasowa grodziskiej policji Katarzyna Zych. Kto podpalił? To kolejna tajemnica Willi Chimera, której nikt nie wyjaśni…

Małżeństwo zabite w czasie spotkania towarzyskiego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki