To miał być plan idealny. Ale nie był. Czterem mężczyznom nie udało się zwieść policjantów i prokuratury. Mimo zawiłości całej historii mundurowi szybko ułożyli wszystkie części układanki w całość. 27-letni Karol C., mieszkaniec Wołomina, 3 października około godz. 15 pojawił się w jednej z mokotowskich wypożyczalni samochodów, w której wypożyczył toyotę CH-R z napędem hybrydowym z 2020 roku.
- Mężczyzna twierdził, że chciał sobie pojeździć. Samochód został wynajęty do na dwa dni. Mężczyzna pojeździł nim po Warszawie, a następnie udał się do swojej miejscowości. Kiedy zbliżał się dzień oddania samochodu, przedłużył czas jego wypożyczenia na kolejną dobę, a później jeszcze o kolejną. W rezultacie miał go zwrócić 7 października około 20 - tłumaczy podkom. Robert Koniuszy.
NIE PRZEGAP: Horror w Otwocku. Mołdawianie skatowali 36-latka i wywieźli go do lasu
Jeszcze tego samego dnia około godz. 9 na skrzynkę mailową wypożyczalni przyszło niepokojące powiadomienie z systemu GPS o krytycznym stanie akumulatora. Na tym nie koniec. Kilka sekund później pojawił się komunikat, że praca rejestratora jest zasilana przez baterię, co wskazywało, że akumulator został odłączony, a po około 30 minutach przyszła kolejna wiadomość, że auto jest holowane bez załączonej stacyjki. Co więcej, system wskazywał, że samochód znajduje się na jednej z ulic w Ostrowi Mazowieckiej.
Polecany artykuł:
Zaniepokojona takim stanem rzeczy pracownica wypożyczalni natychmiast zadzwoniła do 27-latka. Ten oświadczył, że jest w pracy, a samochód pozostawił w Wołominie w pobliżu miejsca zamieszkania i kiedy rano wyjeżdżał, pojazd jeszcze tam stał. - Kobieta poleciła mu zgłosić się na Policję celem zgłoszenia kradzieży samochodu. 27-latek stawił się w Komendzie Rejonowej Policji na warszawskim Mokotowie późnym wieczorem około godz. 23, gdzie złożył obszerne zawiadomienie, podając wszystkie szczegóły - relacjonuje podkom. Koniuszy.
W tym samym czasie pracownik wypożyczalni skontaktował się z policjantami z Ostrowi Mazowieckiej, zgłaszając, że GPS wskazuje, że skradziona toyota znajduje się na terenie jednej z tamtejszych posesji. Funkcjonariusze pojechali na miejsce i w przydomowym garażu odnaleźli nadwozie po zdemontowanym już samochodzie.
- Wstępnie ustalono, że sprawca prawdopodobnie użył urządzenia do zagłuszania sygnału nawigacji satelitarnej, zainstalowanej w aucie, próbując uniemożliwić jego lokalizację. Jak się okazało, nieudolnie - podaje policjant.
Ostrowscy funkcjonariusze zabezpieczyli część skradzionego pojazdu, przeprowadzili jego oględziny i zatrzymali 55-letniego mechanika do wyjaśnienia. Został on jednak zwolniony następnego dnia, ponieważ nie było dowodów wskazujących na jego udział w przestępstwie. Mężczyzna miał bowiem zostać poproszony o przysługę w demontażu samochodu przez swojego kuzyna. Nie miał jednak żadnej wiedzy, że samochód pochodzi z przestępstwa.
W całej historii było wiele niedomówień i sprzecznych informacji, które zwróciły uwagę policjantów. 27-letni Karol C. przed rzekomą kradzieżą auta poszedł do Żabki w swojej okolicy, aby zyskać dobre alibi. Jak udało nam się ustalić, monitoring nagrał jego wizytę, a nawet moment gdy wrócił się do sklepu jakoby w poszukiwaniu zgubionego portfela i kluczyków od auta.
Prawda była jednak inna. Młody mężczyzna dał się skusić na szybki zarobek! Wypożyczył auto na zlecenie na zlecenie 44-letniego Michała S., który w kradzież i rozbiórkę samochodu na części zaangażował dwóch braci. - 32-letniego Roberta D. i 28-letniego Radosława D. 27-latek za udział w przestępstwie miał dostać 1000 złotych.
W nocy z 6 na 7 października 27-latek świadomie przekazał kluczyki 32-latkowi, wcześniej zostawiając auto w umówionym miejscu.
Polecany artykuł:
Jako pierwszy został zatrzymany i aresztowany 27-letni Karol C. wynajmujący pojazd. Stało się to kilka godzin po fałszywym zawiadomieniu o przestępstwie. Mężczyzna odpowie za zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie oraz składanie fałszywych zeznań i oszustwo.
28-letni Radosław D. usłyszał zarzuty składania fałszywych zeznań oraz oszustwa, a jego 32-letni brat jedynie zarzut oszustwa.
Z kolei 44-letni Michał S, mózg całej akcji, który najdłużej ukrywał się przed policjantami i został zatrzymany dopiero 28 października, odpowie za kierowanie całą przestępczą inicjatywą, oszustwo i składanie fałszywych zeznań.
Wszyscy zatrzymani mężczyźni trafili tymczasowo na trzy miesiące do aresztu. Grozi im jednak dłuższy pobyt za kratkami. W zależności od rodzaju przestępstwa, jakie popełnili, mogą spędzić w więzieniu od 5 do 8 lat.