Każda większa ulewa zamienia przejście podziemne od ulicy Cierlickiej w Warszawie w wielkie jezioro. Brną tamtędy mieszkańcy, którzy po prostu przechodzą na drugą stronę ulicy, i ci, którzy chcą dotrzeć do pociągu albo z niego wychodzą. Tuż po wyjściu z pociągu tłum pasażerów staje zdezorientowany. Jedni podwijają nogawki, inni zdejmują buty, kolejni szukają alternatywnego przejścia. Walizki zanurzone w wodzie, przemoczone nogawki i wycieranie stóp po pokonaniu rozległej kałuży - to sytuacje po każdym większym deszczu przy stacji Warszawa Ursus.
- Sytuacja jest tragiczna. Nie wiadomo, czy poświęcać nowe buty, czy stopy. Pracuję w Ursusie od pół roku i obserwuję, co tu się dzieje. Do kolejnego przejścia jest daleko, więc gdy się śpieszę, zmuszona jestem chodzić w wodzie po kostki. Nie ma tu żadnego odpływu, nikt nic nie robi! - denerwuje się Marzena Kęciek (60 l.), która codziennie kolejką dojeżdża do pracy w Ursusie. Nie jest jedyną, która rusza na przełaj tunelem przez jezioro. Co sprawniejsi pokonują wodę kilkoma szerokimi susami, starsze osoby wycofują się, szukają windy. Na nic. Winda nie działa.
Sprawa została zgłoszona do Polskich Linii Kolejowych. Ale kolejarze odbijają piłeczkę. - Chodnik wzdłuż ul. Cierlickiej nie należy do PLK. Teren znajdujący się pod torami jest własnością miasta. Problem podtapiania był już zgłaszany przez PLK do miasta. Liczymy na szybkie rozwiązanie problemu przez służby miejskie - informuje Karol Jakubowski, rzecznik PKP PLK. A urzędnicy Zarządu Dróg Miejskich problem z odwodnieniem dostrzegają. Ale na razie szczegółów zmian brak. - Pracujemy nad rozwiązaniem tej sytuacji - mówi rzecznik ZDM Jakub Dybalski.